sobota, 29 marca 2014

Rozdział 10

Otwarłam oczy i nie wiedziałam gdzie jestem. Byłam w jakimś pomieszczeniu, jakby szpitalu. Czułam że ktoś mocno trzyma mnie za rękę. Leżałam na łóżku, pokój był pusty, tylko obok stała jakaś szafka. Nie myliłam się, jestem w szpitalu, podpięta do respiratora. Podniosłam się na dwóch rękach, i spojżałam na Harrego. Siedział na łóżku, a raczej już można powiedzieć leżał mocno trzymając moją rękę. Nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu, mimo zaistaniałej sytuacji. Pogładziłam swoją ręką jego włosy, śpiąc wyglądał tak słodko, bezbronny mały chłopczyk. Już nawet zapomniałam o tym co się stało, wtedy nie chciałam pamiętać. Nagle chłopak podniósł się a na jego twarzy wymalowało się zdziwienie. Był cały blady, miał podkrążone oczy, widziałam że nie spał dosyć długo. Jego kości policzkowe wystawały bardziej niż ostatnim razem kiedy go widziałam, strasznie schudł.
-Zoe? Jak się czujesz.- przerwał nagle moje przemyślenia. Nie czułam się zbyt dobrze, czułam duży ból w lewej nodze sama nie wiem dlaczego, ale nie obchodziło mnie to. Teraz przejmowałam się tym jak on wygląda, dlaczego wygląda jak wrak człowieka.
-Ja dobrze, lepiej powiedz co u Ciebie. Jesz coś wogóle? strasznie wyglądasz. –powiedziałam skanując go wzrokiem kolejny raz.
-Nie martw się o mnie. –przerwał nagle i widziałam jak lekki uśmiech wdziera się na jego twarz.- to ty tutaj leżysz a ja Cię tylko odwiedzam.
-Oj Harry.- uśmiechnęłam się do niego kolejny raz.
-Nawet nie wiesz jak się ciesze że wkońcu mogę z Tobą porozmawiać.- W końcu? To ile ja tu już lerzę?
-Harry, ile ja tutaj jestem?
-Dzisiaj mija drugi tydzień.- Co? Dwa tygodnie? Moim ostatnim wspomnieniem jest tamto popołudnie, kiedy zostałam porwana po raz kolejny.- Zoe, wiem że to nieodpowiedni moment ale chyba powinniśmy pogadać.- widziałam zdenerwowanie malujące się na jego twarzy, z jego oczu dało się wyczytać wszystko. -Jeśli tylko czujesz się na siłach.- dodał po chwili. Nienawidziłam takich rozmów. Kiwnęłam lekko głową. Wiedziłam że chodzi mu o ten wieczór kiedy się pokłuciliśmy.
-Ja…-przerwał na chwilę jakby trochę zmieszany.– Ja przepraszam. Za wszystko, czym sprawiłem Ci jaki kolwiek ból. Za to że wtedy zobaczyłaś mnie z tą dziewczyną, to nie było tak jak myślisz.
-Harry, wiem jak było. Julie wszystko mi opowiedziała, widziała się z Joshem. Nie przepraszaj, jeśli nie masz za co.- powiedziałam cały czas skanując jego twarz po czym uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie. Cały czas siedział z grobową miną. Dopiero teraz zauważyłam jak dużo łez musiał wylać, skóra pod jego oczami była dosłownie fioletowa, nieprzespane noce dawały mu się weznaki.
-Dlaczego te rany? –zapynał naglę wkazując na moją pociętą rękę. Modliłam się żeby tego nie zauważył.
-Nie przejmuj się tym.
-To przezemnie. –po tych słowach znowu zauważyłam jak po jego twarzy spływa rzeczka łez. Nienawidziłam jak płakał. –powinienem przy Tobie być, a mnie nie było.
-Proszę, tylko nie płacz. Widzę że jesteś wykończony.
-Obiecaj mi że więcej tego nie zrobisz.- w tamtej chwili dziękowałam bogu że odpuścił.
-Obiecuję.– spojrzałam na niego po czym nie wytrzymałam i musiałam go przytulić. Tak bardzo brakowało mi jego uścisku.- nie odejdziesz? –zapytałam sama nie wiem dlaczego. Poczułam jak odsuwa się powoli nadal trzymając mnie w talii.
-Jesteś dla mnie wszystkim, wszystkim rozumiesz? To dzięki Tobie czuje, że żyje, dzięki Tobie wstaje każdego dnia i uśmiecham się sam do Siebie, bo wiem, że mam, po co. Nie mam nikogo oprócz Ciebie, jesteś moim skarbem, którego muszę chronić. Oddałbym za Ciebie życie, jeśli tylko powiedziałabyś, że jest taka konieczność, rozumiesz? Za Tobą pójdę wszędzie gdzie tylko mnie poprowadzisz, bo ufam Ci jak nikomu innemu. Ufam Ci najbardziej na świecie, mimo wszystko. Mimo tego, co nas spotkało, mimo tego, co nas jeszcze spotka. Oddałem Ci połowę mojego serca, masz mnie na wyłączność, chce czuć, że to wiesz, że wiesz, że możesz na mnie liczyć zawsze, o każdej porze dnia i nocy. Jeżeli powiesz, że chcesz żebym odszedł, odejdę, ale musisz wiedzieć, że jestem tutaj żeby Cię chronić, i mimo wszystko będę to robił. Chce żebyś była szczęśliwa, i jeśli będziesz beze mnie ja na to pozwolę.- nie wiedziałam co powiedzieć. Jego słowa chwyciły mnie za serce, wiedziałam że mówił to prosto z serca. Był pierwszą osobą która mówiła do mnie takie rzeczy.
-Harry, ja… nie wiem co powiedzieć. Jeśli mam być szczęśliwa będę tylko z Tobą. To nie są słowa żucone na wiatr, nie było Cię przy mnie zaledwie dzień, a ja czułam się jakbym straciła cały świat. Łączy nas uczucie które nie przeminie z dnia na dzień, rozumiesz? Nie chce żebyś odchodził, nigdy, przenigdy.- tym razem ja zaczęłam płakać. Mam pewność że to co powiedział nie jest tylko słowami żuconymi na wiatr, on taki nie jest. Nie jest dupkiem który wystawi mnie dla pierwszej lepszej. Cieszyłam się, że go mam przy Sobie, w końcu.
-Nie płacz skarbie. –poczułam jak jego dłoń ociera moje spływające łzy. Znowu powrócił ten opiekuńczy Harry którego tak bardzo mi brakowało.
-Płaczę ze szczęścia.- uśmiechnęłam się lekko –ciesze się że znowu wszystko się układa.
-Wydaję mi się że powinnaś się położyć, jest środek nocy.
-Środek nocy? –krzyknęłam lekko zdziwiona, nie wiedziałam nawet która jest godzina.
-Dokładnie druga nad ranem maleńka. –po raz pierwszy od długiego czasu widziałam uśmiech na jego twarzy.
-Ty też powinieneś iść spać, nie wyglądasz za dobrze.– i znowu posmutniał. Jezu Zoe, co ty robisz!- koło mnie.- dodałam po chwili a on popatrzył na mnie po czym jego śmiech rozniósł się po całym pomieszczeniu.
-Z przyjemnością. –zaraz po tym słowach wskoczyłam pod kołdrę, a Harry zaraz był obok mnie. Światło dawała nam tylko lampka stojąca niedaleko.- wygodnie?- zapytał znowu się uśmiechając.
-Bardzo. –odpowiedziałam zadowolona. Nie odczuwałam już nawet bólu ani przemęczenia po tym co się stało. Wszystko przemijało, przeradzało się w szczęście kiedy on był obok mnie.
-Myślisz że długo będę musiała tutaj siedzieć?-przerwałam ciszę.
-Myślę, że jeżeli będzie trzeba to tak.-odpowiedział po czym zauważyłam jak na jego twarz wkrada się mały uśmieszek.
-Oj Harry, wiesz o co mi chodzi!-powiedziałam kładąc się wygodnie na jego torsie.
-Wiem, wiem.-uśmiechnął się lekko po czym popatrzył na mnie z góry.-Nie zaprzątaj Sobie tym głowy.
-Co robiłeś jak mnie nie było?-zmieniłam nagle temat. Widziałam jak posmutniał.
-W sumie to wszystko a zarazem nic. Siedziałem, myślałem gdzie jesteś, czy nic Ci nie jest. Nie miałem na nic ochoty, to mogę przynać. Ale tego dnia, kiedy…- przerwał na chwilę wpatrując się w ścianę- kiedy Julie zadzwoniła do mnie że jesteś w szpitalu chciałem zniknąć. Nie dopilnowałem Cię.- nagle popatrzył na mnie i na jego twarz wnikł mały, smutny uśmieszek.- ale już jesteś obok, więc nie mam się o co martwić.- dodał po chwili.
-Nie rozmawiajmy już o tym.
-Dobry pomysł.-odpowiedział po czym poczułam jego zimne wargi tuż przy moim czole- Proszę Cię idź spać.
-Nie mam ochoty spać.
-A na co masz ochotę o tej godzinie?- widziałam jak lekki uśmieszek wkrada się na jego usta.
-Sama nie wiem.-po tych słowach nastała cisza, na niedługo. Usłyszałam jak z ust Harrego wydobywają się słowa jakiejś piosenki. klik

'Am i asleep am I awake or somewhere in between
I can't believe that you are here and lying next to me
Or did I dream that we were perfectly entwined
Like branches on a tree, or twigs caungt on a vine...
Truly, madly, deeply I am
Foolishly, completely falling
And somehow you kicked all my walls in
So baby say you`ll always keep me
Truly, madly, crazy, deeply in love with you
In love whit you'


Jeszcze nigdy nie słyszałam jak śpiewa, ale muszę powiedzieć że miał talent. Był wspaniały, ale skrywał to głęboko w Sobie, i wiedziałam że nie otwiera się tak przed każdym.
-Podobało się?- jego głos nagle przerwał moje przemyślenia.
-Nie wiesz nawet jak bardzo. Harry, masz talent.-odpowiedziałam bardzo podekscytowana, w tamtej chwili byłam taka szczęśliwa.
-Słyszałem to już. Nie chce śpiewać, to nie moja bajka.
-Dla mnie możesz śpiewać.-odpowiedziałam po czym opadłam na jego tors. Znowu usłyszałam jak z jego ust wypływa ten melodyjny głos.

***
-A kogo my tu mamy?- usłyszałam głos jakiegoś chłopaka. Otworzyłam oczy, po czym zobaczyłam wysokiego bruneta. To Josh! Jak się ciesze że go widzę. Niestety nie mogłam się ruszyć, byłam mocno spleciona rękami Harego, tak jakby chciał żebym nie uciekła. Nadal leżałam w łóżku, czułam się jeszcze trochę obolała. Nagle ktoś otworzył drzwi. Do pomieszczenia weszła Julie.
-Zoe! –krzyknęła po czym podbiegła do mnie i przytuliła.-nie zdajesz Sobie sprawy jak strasznie się ciesze że się obudziłaś.- powiedziała po czym wyraźnie posmutniała. Uścisk Harrego poluźnił się, chyba się obudził. Tak słodko wyglądał jak spał, zresztą jak zawsze.
-No zakochańce, myśle że powinniście już wstać. –powiedziała Julia a na mojej twarzy wymalował się wielki uśmiech. Wszyscy byli tacy szczęśliwi.
-Jak się spało? –powiedział lekko zaspanym głosem Harry.
-Mogę tak codziennie. –powiedziałam cicho ledwo niesłyszalnie.
-No nie słodcie tak już. Harry wyłaź z tego łóżka, Zoe powinna odpoczywać. –usłyszałam głos Josha, na jego twarzy malowało się rozbawienie.
-Może zostać. –odpowiedziałam i spojrzałam na Harrego.
-Myśle, że chcesz zostać sam na sam z Julie.
-Dobry pomysł. –powiedziała przyjaciółka, po czym usiadła na skraju łóżka.
-No, to my was zostawiamy. –po tych słowach Harry wstał, wziął swoje buty i wraz z Joshem skierował się w stronę drzwi.
-Jak się czujesz? –jeju, wszyscy o to pytają.
-Dobrze, chociaż trochę boli mnie noga. Opowiedz lepiej co tam u Ciebie.
-Chyba nie mam co opowiadać. Twoi rodzice zaraz to będą.
-Ciesze się. –odpowiedziałam szczerze, po czym jeszcze raz ją przytuliłam. –Julie, mam pytanie…
-Zamieniam się w słuch.
-Co się stało tamtego dnia, czemu ja tutaj jestem?- w sumie to wiele się domyślałam, dokładnie zapamiętałam że ktoś mnie porwał, ale nie wiedziałam co dalej.
-Jak się domyślasz, to Piter. Masz rozciętą nogę, pewnie dlatego tak boli.- Nagle ktoś przerwał naszą rozmowę, ktoś wszedł do pomieszczenia. To lekarz, widziałam go pierwszy raz odkąt tu byłam. Miał koło czterdziestu lat, na jego twarzy malował się lekko siwy zarost. Mimo tego, że wyglądał na naprawdę wychudzonego jego twarz promieniała jakimś wewnętrznym ciepłem.
-Powiem szczerze, że nie wierze w to co widzę.- powiedział z lekkim sarkazmem, a na jego twarzy malowało się zdziwienie, ale i tak był uśmiechnięty.
-Nie rozumiem. –odpowiedziałam uśmiechając się.
-Panno Zoe, zdaje Sobie pani sprawę z tego, że miała pani bardzo małe szanse na przeżycie?- co? Bardzo. Małe. Szanse. Na. Przeżycie? Nie wierzyłam w to co słyszę. Od razu posmutniałam, dlaczego nikt mi o tym nie powiedział? Leżałam tu tylko dwa tygodnie, a to tylko przecięta noga.- Proszę się tym nie zamartwiać. Jestem naprawdę bardzo zdziwiony, chyba da się to zauważyć. Odpowiadając na dalsze pytania, będzie pani musiała poleżeć tutaj jeszcze przynajmniej tydzień.- Mogłam siedzieć tutaj nawet miesiąc, byle by tylko nie musieć przeżywać cały czas tego samego.

***

Spędzałam tak tutaj dzień w dzień. Codziennie w moim pokoju znajdował się standardowo Harry, często przychodziła też Julie i Josh oraz moi rodzice. Chciałam już wyjść, naprawdę to wszystko było takie trudne, do tego okazało się że przez jakiś czas mogę odpuścić Sobie bieganie. Wszyscy ciągle się o mnie martwili, i mogę powiedzieć że było to już lekko nudne, ale musiałam to znosić. Ciesze się że wszystko zmierza w dobrym kierunku.

sobota, 22 marca 2014

Rozdział 9

Wbiegłem do domu i jak najszybciej chciałem dostać się do Zoe. Rozejrzałem się po mieszkaniu- wszystko było jak wcześniej. Po pokoju porozrzucane poduszki, w kuchni resztki jedzenia, nasze ciuchy leżały w całym domu. Nie myślałem nawet dłużej. Pobiegłem na górę, drzwi od łazienki były otwarte. Co jest? Może usłyszała że wchodzę i postanowiła odpuścić, pogadać? Myliłem się. Nie było jej. Leżała tylko jej torba, widocznie jej zapomniała. Uciekła? Do czego ja doprowadziłem. Oparłem się o ścianę i powoli zacząłem osuwać się aż w końcu usiadłem. Nie mam już siły, co jeśli już więcej jej nie zobaczę? Wyciągnąłem telefon z tylnej kieszeni moich spodni, postanowiłem chociaż spróbować zadzwonić. Jeden sygnał, drugi.'Cześć, to Zoe. Nie mogę odebrać teraz telefonu, zadzwoń później.' Poczta, tak jak myślałem. Nagle ktoś wszedł do łazienki. 
-Gdzie Zoe?-usłyszałem zdyszany głos Josha. Nie zamierzałem nawet odpowiedzieć. Poczułem jak po mojej twarzy ścieka słona łza. 


_______________________________________________________________________
Oczami Zoe

Postanowiłam nie zwlekać dłużej, i po prostu zadzwonić do Julie. Opowiedziałam jej wszystko, przyjęła mnie do Siebie. Jak na razie będę mieszkać u niej, nie mam wyjścia. Kontaktuje się z rodzicami, ale i tak nie wiedzą o połowie spraw o których powinnam ich poinformować. Trudno. Leżałam już w łóżku, czułam że nie zasnę. Julie ma uczelnie, więc pewnie nie będzie miała dla mnie czasu a ja z tego zrezygnowałam.

***

-Zoe, chcesz herbatę?-usłyszałam jak Julie woła z dołu, tym razem nie Harry. Postanowiłam zejść na dół. Jej dom nie był zbyt duży, były w nim tylko 3 pokoje, kuchnia, łazienka i salon. Mieszkała sama, jej rodzice wyprowadzili się zagranicę. 
-Poproszę.-powiedziałam uśmiechając się do niej pod nosem. Ciesze się że ją miałam. 
-Masz jakieś plany na dzisiaj? Zostaniesz sama, jak chcesz dam Ci kluczę. Może pójdziesz pogadać z Harrym?-zadawała pytanie po pytaniu a ja siedziałam przy blacie kuchennym patrząc na każdy jej ruch.
-Chyba pójdę do biblioteki.
-a Harry?
-Myślę że musi przemyśleć to co zrobił. Niech się nauczy że nie wszystko będzie mu przychodziło od tak.-powiedziałam patrząc już w stronę okna które nagle stało się bardzo interesujące.
-Wiesz dobrze, że teraz czy później, i tak będziesz musiała z nim pogadać. Myślę że i Tobie i jemu taka rozmowa wyszłaby na dobre, każdemu należy dać drugą szansę.-mówiła wsadzając do kubka woreczek z herbatą.-Dobra mała, rób jak uważasz. Ja już lecę, masz tu kluczę. Wrócę jak zawsze.-po tych słowach podeszła do mnie i złożyła siarczystego całusa na policzku. 


***

Zamknęłam drzwi, i udałam się w stronę biblioteki. Pomimo wiatru, który otulał każdy skrawek mojego ciała pogoda była ładna, nie mogłam narzekać. Lepsze to niż deszcz albo śnieg. Czuć było zbliżającą się zimę, liście zaczynały powoli opadać z drzew, ale nadal można było usłyszeć śpiew ptaków. Dzieci biegały i jeździły na rowerach otulone w ciepłe sweterki i czapki. Jak to w Londynie, co jakiś czas można było zobaczyć jakiegoś zabłąkanego psa czy kota przebiegającego przez ulicę. Szłam tak myśląc o wszystkim, o tym, co wydarzyło się wczoraj, o tym, co teraz będzie, o tym jak powiedzieć o wszystkim rodzicom. Wszyscy byli tacy szczęśliwi, tylko ja nie mogę się pozbierać i cały czas coś wokół mnie się dzieje. Do biblioteki nie miałam daleko, było to zaledwie parę kroków, Julie mieszkała w samym centrum miasta, więc spokojnie mogłam się przejść. Weszłam po schodkach prowadzących do wejścia, ale niestety znowu mam pecha. Na drzwiach wisiała kartka z napisem ‘Nieczynne, przepraszamy.’ No nic. Postanowiłam udać się do parku, posiedzieć trochę, przemyśleć wszystko. Nie chciałam wracać do domu, była dopiero dwunasta, więc nie miałabym nic do roboty. O tej godzinie na ulicach Londynu było pusto, raczej wszyscy byli w pracy albo szkole. Ja też powinnam chodzić na uczelnie, ale zrezygnowałam, bo jak to powiedział Harry ‘będzie lepiej dla mojego bezpieczeństwa.’ To tylko szkoła, no, ale już trudno, będę musiała poszukać jakiejś pracy. Moje przemyślenia przerwał nagły pisk opon. Odwróciłam się, i zobaczyłam jakieś auto pędzące w moją stronę. Stałam jak wryta, co się dzieje? Nie myśląc dalej, zawróciłam i jak najszybciej zaczęłam biec w drugą stronę. Teraz nie było już nikogo, kogo mogłabym prosić o pomoc. Nie wygrałam, czarne auto podjechało i nim się obejrzałam ktoś złapał mnie i wsadził do auta.
***
Jechaliśmy z naprawdę wielką prędkością. Nie wiedziałam gdzie jestem, nie wiedziałam, co się dzieje. Cały czas się trzęsłam, moje serce biło w niewyobrażalnie szybkim tempie. Leżałam chyba na tylnim siedzeniu, nie słyszałam Żydach głosów, nikt się nie odzywał. Moje ręce były zawiązane jakimś sznurkiem tak samo jak nogi, na głowie miałam założony jakiś materiał, pewnie po to żebym nie wiedziała gdzie jestem. Wolałam się nie odzywać, chciałam zniknąć raz na zawsze, w tamtej chwili byłam rozsypana na kawałeczki, Harry nie wiedział gdzie jestem, nie miał mi jak pomóc. Jedynie Julie, ale jedyne, co wiedziała to, że poszłam do biblioteki a pyzatym? Nie chciałam już dłużej o tym myśleć. To było jak jedno wielkie piekło, to pewnie znowu ci kolesie, co tamtym razem. Harry miał rację, musze mu zaufać. Mimo wszystko, to buduję się na naszym zaufaniu. Teraz chciałam tylko żeby był obok mnie, żeby wszystko było tak jak wcześniej, żebyśmy mogli iść na spacer, żebyśmy mogli jeszcze raz powiedzieć Sobie te wszystkie słowa. Siedziałam jak najciszej mogłam, tylko, dlatego żeby nie usłyszeli nawet mojego oddechu.-Sprawdź czy śpi.-Usłyszałam jak odezwał się jeden z nich. Słyszałam już ten głos, nigdy go nie zapomnę. To ta sama banda, która porwała mnie tamtym razem. Bezuczuciowy dupek, ale mógł mi zrobić wszystko. Poczułam jak ktoś zdejmuje czarny materiał z mojej głowy. Nie mogli domyśleć się, że nie śpię, zamknęłam oczy.-śpi. -Odpowiedział jakiś facet, po czym znowu założył mi coś na głowę. Teraz już jechaliśmy w ciszy, cały czas nie zwalniając. Musiałam uciec, nie miałam innego wyjścia. Może gdyby udało mi się dostać do telefonu. Nie, nawet, jeśli to, co bym zrobiła? Postanowiłam nie czekać już dłużej. Próbowałam ściągnąć linę zawiązaną na moich rękach, bezskutecznie. Nagle przypomniałam Sobie, że w kieszeni trzymam scyzoryk, który dostałam od taty na jedenaste urodziny. Zawsze mam go przy Sobie. Mimo związanych rąk dosięgłam do kieszeni mojej kurtki, bardzo powoli i bezszelestnie, wzięłam scyzoryk do ręki, i teraz tylko rozciąć linę. Udało mi się. Sznurek opadł z moich rąk, modliłam się żeby żaden z nich tego nie zauważył. Dziękowałam bogu, że nie usłyszeli tego, co robie. Teraz muszę ściągnąć to coś, co założyli mi na głowę. Chwyciłam materiał i zaczęłam ściągać go z głowy. Moim oczom ukazały się czarne skórzane siedzenia, widziałam dwóch mężczyzn siedzących przedemną. Nie myliłam się, leżałam na tylnych siedzeniach samochodu. Nie mogłam pozwolić na to żeby zauważyli, co zamierzam zrobić. Chciałam wyskoczyć, czułam jak auto mimo wszystko zwalnia, teraz albo nigdy. Widziałam przez szyby, że jedziemy przez jakiś las. Chwyciłam za srebrną klamkę od drzwi, uchyliłam je i wyskoczyłam.
***
________________________________________________________________
Oczami Harrego

Kolejny dzień siedziałem, nie wiedząc, co ze Sobą zrobić. Tak bardzo tęsknie. Nagle usłyszałem dźwięk telefonu. Wstałem z kanapy i ruszyłem żeby odebrać, może to Zoe?
-Harry?-Usłyszałem po drugiej stronie słuchawki zaraz po odebraniu telefonu. Dzwoniła jakaś popłakana dziewczyna, to nie była Zoe. Rozpoznałbym ją.
-Tak. Mogę wiedzieć, kto mówi?
-Julie. Zoe jest w szpitalu, miała wypadek. Proszę Cię przyjedź do szpitala.- Na te słowa ciarki przeszły przez moje ciało. Co się stało?
-Zaraz będę.-Rzuciłem szybko i nacisnąłem czerwoną słuchawkę. Jak najszybciej muszę jechać do szpitala. Widziałem zdenerwowanie na twarzy Josh`a który siedział koło mnie.
-Co się stało? -usłyszałem jego zdenerwowany głos.
-Zoe jest w szpitalu, miała wypadek.

***
Szybkim krokiem skierowałem się w stronę recepcji, nie wiedziałem gdzie mam iść. Jeszcze nigdy nie byłem tak zdenerwowany jak w tamtej chwili. Po mojej głowie krążyło tysiące myśli. Co się stało, dlaczego ona?
-Dzień dobry, w czym mogę pomóc? -odpowiedziała z uśmiechem na twarzy pielęgniarka. Siedziała za dużym biurkiem ubrana w biały strój roboczy. Nie umiałbym pracować na jej miejscu, powiadamiać ludzi o tym że ich bliscy umarli. Nie potrafiłbym.
-Chciałbym dowiedzieć się gdzie leży Zoe Street.
-Sala 15 na drugim piętrze. Pan z rodziny? -zapytała jakby z ciekawości.
-Jestem jej chłopakiem-odpowiedziałem bez żadnego zastanowienia po czym skierowałem się w stronę schodów prowadzących na piętro. Nienawidziłem szpitali, chyba jak każdy. Białe ściany przyprawiały mnie o ciarki, mimo kwiatów które stały na korytarzu nic nie dodawało temu miejscu uroku. Nagle moim oczą ukazała się Julie. Siedziała cała zapłakana. Szybkim krokiem skierowałem się w jej stronę.
-Julie, co się stało?- Powiedziałem cały podenerwowany, nie wiedziałem kompletnie nic. Dziewczyna spojrzała na mnie i wlepiła swoje brązowe oczy.
-Usiądź.-Powiedziała pokazując na krzesło, które stało obok niej. Zrobiłem, co kazała, nie chciałem już tego przeciągać.
-Możesz mi powiedzieć, co się stało zapytałem jeszcze raz.
-Chris znowu ją porwał. Tym razem Zoe udało się uciec, wyskoczyła z pędzącego auta. Ma rozciętą nogę, straciła dużo krwi, lekarze podejrzewają, że wdało się zakażenie.-Przerwała wlepiając wzrok w swoje ręce, które trzymała położone na kolanach.-Jakiś mężczyzna znalazł ją całą zakrwawioną, stąd te informacje, jeszcze wtedy była przytomna. To dzięki niemu ona żyje.-To, co wtedy czułem było niedopisania. Nie pomogłem jej, leży tam i walczy o życie. Co ja zrobiłem? Po moim policzku zaczęła spływać rzeka łez. Nie mogłem się opanować, tak samo jak Julie. Nagle usłyszeliśmy jakieś głosy, to jej rodzice. Oni już o wszystkim wiedzieli. Nie mogłem tam siedzieć. Musiałem ją zobaczyć.
-Mogę tam iść powiedziałem jakby sam do Siebie, bez żadych uczuć.
-Idź, myślę, że powinieneś ją zobaczyć.-Odpowiedziała starsza kobieta. Była cała zapłakana. To w końcu jej córka, a ona nie wiedziała o niczym. Nie wiedziała o porwaniu, nie wiedziała o przeszłości Zu. Wstałem z krzesła kierując się w stronę sali. Stanąłem przed drzwiami jeszcze raz biorąc głęboki oddech. Uchyliłem drzwi, a moim oczą ukazała się Zoe. Cała posiniaczona, leżała w łóżku podłączona do respiratorów różnymi kabelkami. Ten widok był okropny. Była przykryta białą pościelą. Pomieszczenie, w którym leżała było niewielkie. Ściany pomalowane na biało, i jedyne światło dawało okno nad jej łóżkami. Podeszłe bliżej, po czym usiadłem na krześle niedaleko jej łóżka. Wyglądała na wykończoną, na jej twarzy widniały różne siniaki i zarysowania. Zabije ich, przysięgam. Nikt nie ma prawa jej tknąć, nikt. Nie mogę pozwolić na to żeby stało się to samo, co rok temu. Nie pozwolę. Chwyciłem mocno jej rękę, poczułem jej miękką skórę. Mimo tego, że była nieprzytomna nadal dawała wielkie wewnętrzne ciepło mojej osobie. Cały czas płakałem, przez moją głowę przebiegały najczarniejsze scenariusze. Nie wiedziałem nawet czy chciała żebym tu był. Może tego właśnie potrzebowała, ale co jeśli na odwrót? Co jeśli wręcz nie chce mnie widzieć? Nie wiedziałem nic. Nie chciała ze mną porozmawiać, a teraz nie wiadomo czy jeszcze usłyszę jej głos. To nie może być koniec, nie teraz. Nagle ktoś wszedł do Sali. To Josh.
-I jak? -Powiedział uśmiechając się lekko, po czym podszedł i usiadł tuż koło mnie.
-Widzisz ją? Widzisz jak cierpiała? To przeze mnie.-Powiedziałem cały czas skanując wzrokiem jej twarz.
-Co ty mówisz, stary! Możesz się obwiniać za wszystko, ale nie za to, co się stało. To jest za dużo jak dla Ciebie. Słyszysz? Nie myśl tak. Jest wspaniała, ja wiem. Wiem, że daje Ci szczęście, i że wtargła do twojego życia i namieszała w nim niewyobrażalnie, ale teraz nie możesz się poddać. Walcz o nią póki możesz.-widziałem, że chciał mnie pocieszyć, i rzeczywiście w pewnym stopniu mu się to udało, ale nie na długo.

***
Siedziałem przy niej cały czas, nie mogłem z stamtąd iść, nie teraz. Muszę tu zostać. Wszyscy wchodzili i wychodzili, kilka razy przyszedł lekarz i pytał czy na pewno nie chce iść się czegoś napić. Były też pielęgniarki które wstrzykiwały jej leki. Nie mogłem na to dłużej patrzeć. Jak długo jeszcze?
-Idziesz ze mną coś zjeść?- Usłyszałem głos Josha, nawet nie wiedziałem że nadal tu jest.
-Nie mam ochoty na jedzenie.-Odpowiedziałem bezuczuciowo, nie chciałem nigdzie iść.
-Harry nie zachowuj się jak dziecko. Dobrze wiesz, że siedzenie tutaj nic Ci nie da, szczególnie, że idziemy na góra 20 minut.-Przekonał mnie, miał rację. Zaraz wrócimy, przecież nic w tym czasie nie może się stać. Wstałem i skierowałem się w stronę drzwi.

Stołówka była bardzo przytulna, nie wyglądało tutaj jak w szpitalu. Przy okrągłych stolikach porozstawianych po całym pomieszczeniu siedziały najczęściej stare panie z mężami. Zostało im pewnie niewiele czasu, ale i tak chciały się nim nacieszyć. Ja nie miałem tego szczęścia. Ściany w kolorach ciemnej czerwieni podkreślały jasne zasłony. Usiedliśmy przy jednym ze stolików. Nie było żadnej karty dań czy coś w tym stylu, po prostu pusty stolik na środku, którego stał wazon z kwiatami. Właśnie… zapomniałem kupić jej kwiatów. Poproszę o to Josha, ja nie mogę się stąd ruszyć.
-Chcesz coś?- Zapytał chłopak widocznie zdenerwowany moją nieobecnością. Nie zauważyłem nawet, że stała nad nami starsza pani miło uśmiechająca się do każdego z nas.
-Poproszę wodę.-Odpowiedziałem uśmiechając się pod nosem.
-Już daję. -Odpowiedziała starsza pani z uśmiechem i odeszła od stolika.
-Musisz coś jeść. –Znowu zaczyna.
-Nie mam ochoty.
-Teraz na nic nie masz ochoty, dobrze o tym wiem. Ale nie możesz się ograniczać i siedzieć tam cały czas.
-To, co mam robić? Iść gdzieś, i martwić się o nią jeszcze bardziej? –Zapytałem patrząc na niego spode łba.
-Harry, ja tylko chce Ci pomóc. Dobrze wiesz, że to nie wyjdzie Ci na dobre. Spróbuj, chociaż się tak tym nie przejmować.

***
Minęło już 5 dni, ona nadal się nie wybudziła. Cały czas przy niej byłem, nie odstępowałem jej nawet na krok, nocowałem w szpitalu. Nic nie jadłem, mało piłem. Nie myślałem o niczym innym, tylko o tym żeby się wybudziła. Chciałem zobaczyć jej piękny uśmiech, chciałem zabrać ją na długi spacer i nie przestawać marzyć o wspólnej przyszłości. Czułem ogromną pustkę z powodu braku jej obecności.



wtorek, 18 marca 2014

Rozdział 8

Ostatnio zaczęłam zastanawiać się nad sensem tego co się dzieje.To wszystko tak szybko leci, nie minęły nawet 3 tygodnie a ja już mieszkam z Harrym i dogadujemy się jak najlepsi przyjaciele. Przecież jeszcze niedawno nienawidziłam go z całego serca, a teraz jesteśmy tak blisko. No cóż, widocznie tak musiało być. Mam tylko nadzieje że Zu nie ma nic przeciwko i cieszy się z naszego szczęścia. Zastanawiam się też nad czym innym. O co chodziło z tym porwaniem? Czemu nic nie wiem? Co jeśli taka sytuacja będzie miała miejsce po raz kolejny, ale tym razem nie będzie przy mnie Harrego? Co jeśli tym razem to mi stanie się jakaś krzywda albo co gorzej... Harremu? Chłopak raczej unika tych tematów, ale ja nie mogę tak tego unikać, za dużo czasu minęło od tamtego wypadku i nie możemy cały czas patrzeć w tył. Mimo wszystko muszę spróbować z nim o tym pogadać, nie mam innego wyjścia. Po prostu chcę oddzielić przeszłość grubą kreską. Harry jest wspaniałą osobą a ja dostrzegłam to dopiero teraz. Mogę szczerze powiedzieć, że dopiero teraz od tych 12 miesięcy jestem naprawdę szczęśliwa. Ciekawe co z moimi starymi znajomymi. W sumie to wypadało by się spotkać, od 3 tygodni nie daje znaku życia. Nadopiekuńczość Harrego dawała mi się we znaki, mogę szczerze powiedzieć że przez ten czas miałam prawie czasu dla Siebie. Wcześniej mogłam posiedzieć sama z nadmiarem zbędnych myśli, pójść pobiegać, poczytać książki. Właśnie... pobiegać! Niezły pomysł. Dobra, koniec tego rozmyślania. Wstałam z łóżka kierując się w stronę szafki z ciuchami. Wyciągnęłam spodenki, bokserkę i bluzę do biegania. Zaraz po tym byłam już gotowa do wyjścia z domu. Harry poszedł spotkać się z Joshem, więc miałam trochę czasu dla Siebie. Zeszłam na dół, ubrałam buty i ruszyłam w stronę drzwi. Nagle usłyszałam że jakieś auto przyjeżdża na parcele. Harry. No to już jakbym spędziła trochę czasu sama, pewnie nie pozwoli mi nigdzie iść. Jego nadopiekuńczość była bardzo denerwująca. Wyszłam z domu i widziałam jak brunet już kierował się powolnymi krokami w moją stronę. 
-Gdzie to się pani wybiera?
-Pomyślałam że pójdę pobiegać.-od razu zauważyłam rozbawienie na jego twarzy.
-A już myślałam że chcesz uciec. Iść z Tobą?-zaraz po tych słowach stał już obok mnie i poczułam tylko jak jego ciepłe usta dotykają mojego czoła. Zamierzałam iść sama, ale i tak nie odpuści, a nie mam ochoty się z nim droczyć.
-Niezły pomysł.-powiedziałam po czym na mojej twarzy dało zauważyć się wielki uśmiech. 
-Poczekaj chwilkę.
Rzeczywiście nie musiałam długo czekać, brunet wrócił za parę minut. Ubrał spodnie dresowe i bluzę. Mogę szczerze przyznać że nawet tak wyglądał bardzo przystojnie. 



***

Pogoda bardzo dopisywała, i pomimo niewielkiego zachmurzenia nadal było bardzo słonecznie. Biegliśmy leśną ścieżką, dało się słyszeć tylko szelest liści. Niedaleko stąd płynęła rzeczka,co nadawało temu miejscu uroku. 
-Kto pierwszy przy tamtym drzewie?-moje rozmyślenia przerwał głos Harrego. 
-Kto pierwszy!-biegliśmy łeb w łeb. Biegłam jak najszybciej mogłam, czułam moje palące mięśnie. Nawet już nie patrzyłam kto był pierwszy, nie miałam siły.
-Dobra jesteś-usłyszałam głos Harrego pomiędzy jego ciężkimi oddechami.
-Wiem-po tych słowach oboje zaczęliśmy się śmiać. Skierowałam się w stronę ławki niedaleko miejsca w którym staliśmy przez dłuższą chwilę. Nie musiałam czekać długo, Harry zaraz usiadł obok mnie. 
-Pięknie tu.-usłyszałam głos bruneta, i szczerze powiem że nie mogłam zaprzeczyć. Przed nami płynęła rzeczka, a w okół kwitły kwiatki i rosły drzewa. Cała ławka na której siedzieliśmy była popisana.'Zoe i Zuzanna'-stare dobre czasy... Przychodziłyśmy tutaj zawsze razem. W sumie cieszyłam się że nie poszłam sama tylko z nim, przynajmniej miałam z kim porozmawiać.-Masz jakieś plany na wieczór?
-Wiesz że nie.-odpowiedziałam po czym cicho zaczęłam się śmiać. Dobrze wiedział że i tak nie pozwoliłby mi nigdzie iść. 
-Pójdziesz ze mną dzisiaj do klubu?
-Muszę to przemyśleć.-uwielbiałam się z nim droczyć.
-Zoe, no proszę.
-Wiesz że pójdę głuptasie.-po tych słowach podniosłam rękę i zaczęłam gładzić nią po jego włosach.
-Zawsze przychodziłam tu z Zu.-powiedziałam przerywając chwilę ciszy.
-I pomyśleć że minął już rok. Pamiętam jak zawsze się z nią potrafiłem droczyć gdzie pójdziemy danego wieczoru.-i znowu posmutniał, znowu prze zemnie, co ja robię.
-Proszę nie smuć się. Harry zapomnijmy już o tym.
-Ciesze się że pomiędzy nami się ułożyło.-siedzieliśmy i rozmawialiśmy, jak za starych dobrych czasów, kompletnie straciłam poczucie czasu.
-Nie tylko ty. 
-Zoe, wiesz że jesteś dla mnie strasznie ważna i nie pozwolę Cię skrzywdzić. Zdaje Sobie sprawę z Tego że często myślisz o tym co się wtedy stało, dlaczego to porwanie. Ale obiecuje Ci, że jeżeli tylko będziesz mi ufać już więcej nic takiego się nie powtórzy. Poczułem coś do Ciebie... mam po prostu nadzieje że mi zaufasz, i tyle.-Harry co ty ze mną robisz. Strasznie mi na Tobie zależy ale za razem nie jestem pewna mojego uczucia.
-Ufam Ci.-po tych słowach wtuliłam się w jego tors. Słyszałam bicie jego serca, nie odzywaliśmy się, tutaj nie trzeba było już używać słów. Co mu miałam powiedzieć? Że nie jestem pewna tego czy go kocham? Że sama nie wiem co mam odpowiedzieć?Siedzieliśmy tak w bez ruchu, nagle poczułam zimne krople wody na skórze. 
-Wydaje mi się czy zaczyna kropić?
-Nie wydaję Ci się.-po tych słowach Harry chwycił mnie w talii i teraz niósł mnie już jak do ślubu, w sumie to nie niósł, tylko biegł w stronę domu. Byliśmy cali mokrzy, ale w brew pozorom było to bardzo romantyczne. 


***
-Zoe, chcesz herbatę?-usłyszałam jak Harry wołał z dołu. Byłam cała mokra, nie mówiąc o nim, więc poszłam się przebrać, a on został na dolę.
-Z przyjemnością.-powiedziałam schodząc już po schodach na dół.
-Nawet cała mokra wyglądasz pięknie.-odpowiedział Harry z wielkim uśmiechem na twarzy stojąc przy blacie kuchennym.
-Nie słódź już tak przystojniaku, tylko zajmij się tą herbatą. Na którą mam być gotowa?
-Wychodzimy o 18, więc masz sporo czasu. 
-2 godziny to sporo czasu Harry? Muszę się przygotować.

***
Byłam już gotowa, zdecydowałam się ubrać jak zawsze w czarne rurki, bokserkę i koszulę. Nie wiem czemu ale tak po prostu  było mi najwygodniej. Wyszłam z łazienki ostatni raz poprawiając włosy, a na brzegu łóżka siedział Harry przewracając w rękach iphona. 
-W samą porę!
-No nie marudź już, chodźmy lepiej.-odpowiedziałam po czym kiwnęłam głową w stronę drzwi. Zeszliśmy na dół, ubrałam buty i kurtkę po czym skierowaliśmy się w stronę auta. Harry jak prawdziwy dżentelmen otworzył mi drzwi od strony pasażera po czym sam wsiadł do auta. 
-Nie mówiłem Ci chyba, ale ślicznie wyglądasz.-i znowu słodzi...
-Ty też niczego Sobie.-niczego Sobie? dopiero teraz zwróciłam uwagę na to jak męsko i przystojnie wygląda. Uśmiechnęłam się sama do Siebie po czym moim punktem widokowym stało się okno, znowu zanurzyłam się w krainie własnych myśli.

***
Opar alkoholu unosił się po całym pomieszczeniu, nienawidziłam takiego zapachu ale mimo wszystko lubiłam się czasem zabawić. Czułam jak ręka Harrego ciągnie mnie w jakąś stronę pomiędzy tłumami ludzi. Wszyscy wyglądali tak nieznajomo, byłam tutaj pierwszy raz. Nagle usłyszałam jak jakiś chłopak woła Harrego i od razu skierowaliśmy się w tamtą stonę.
-To jest Zu.-Harry przedstawił mnie chłopakowi. Sama nie wiem kto to był.
-Liam, miło poznać.-przystojny był, to muszę przyznać. 
-Dobra stary trzymaj się, spotkamy się jeszcze potem, my lecimy.-no i znowu pociągnął mnie w jakąś stronę. Wyszliśmy z tłumu ludzi, Harry wskazał ręką na stolik przy którym były wolne miejsca, akurat dla nas. Czerwone, skórzane siedzenia podkreślały tylko cel tego miejsca. 
-Siadaj, pójdę coś zamówić.-usłyszałam głos bruneta który zaraz po tym puścił moją rękę i skierował się w inną stronę. To nie była moja atmosfera, czułam się tu nieswojo. Wszyscy tańczyli, tylko ja siedziałam. Nie znałam tu nikogo oprócz Harrego i tajemniczego chłopaka. Nie musiałam długo czekać na Harrego, widziałam jak kierował się w moją stronę z dwoma drinkami.
-Nie musiałeś.-opowiedziałam dosyć nieśmiało patrząc w jego piękne niebieskie oczy.
-Zoe nie marudź, trzymaj.-podał mi drinka i usiadł obok mnie. Poczułam jego zapach i bijące od niego ciepło, teraz już wiedziałam że mogę być bezpieczna. Upiłam łyk napoju, czułam jak alkohol rozlewa się po moim ciele.-zatańczymy?-usłyszałam głos Harrego po czym kiwnęłam lekko głową i skierowaliśmy się w stronę parkietu. Leciała akurat wolna piosenka. Chłopak chwycił mnie w tali, a moje ręce powędrowały na jego ramiona. Czułam spojrzenia innych osób na naszych osobach, ale jakoś się tym nie przejmowałam. Poczułam jak ręka Harrego zjeżdża coraz niżej.-Ręka wyżej.-wyszeptałam mu do ucha, zaraz po tym poczułam jak jego klatka piersiowa drgała, jego to po prostu śmieszy.-jak Sobie życzysz.-odpowiedział po czym przycisnął mnie jeszcze bliżej Siebie. 


***

Tańczyliśmy tak już prawię godzinę. Mogę szczerze powiedzieć że nie miałam już siły. 
-Harry, usiądę na chwilę.-wykrzyczałam głośno po czym chłopak kiwnął głową i usłyszałam tylko 'iść z Tobą?', ale już nawet nie odpowiedziałam. Szłam w stronę miejsca w którym siedzieliśmy wcześniej. Było mi bardzo gorąco, chyba jak każdemu tutaj. Siedziałam sama pijąc kolejnego już z kolei drinka, kiedy nagle poczułam jak ktoś siada obok mnie. Harry? Nie. To Liam. 
-Co tu tak sama siedzisz piękna?-usłyszałam jego głos po czym jeszcze raz zeskanowałam go wzrokiem od góry do dołu. Stał naprzeciw mnie, i muszę powiedzieć że był na prawdę przystojny. Grzywa uniesiona do góry, mocno zarysowane rysy twarzy. Był bardzo umięśniony. Z tej perspektywy nie mogłam zobaczyć nawet koloru jego oczu, ani żadnych szczegółów. 
-Chciałam odpocząć.
-Oj, chodź tańczyć.-poczułam jak przystojniak pociągnął mnie za rękę. Byłam tu z Harrym, i zamierzałam z nim zostać. Ale teraz już nie miałam sprzeciwu, staliśmy w tłumie spoconych nastolatków, i jedyne co miałam ochotę to z tamtąd iść.-tańcz skarbie.-poczułam jak jego ręka oplata moją talię. Wczułam się w rytm muzyki i tańczyłam nie patrząc na to co dzieje się wokół mnie. Alkohol robił Swoje. Nagle poczułam jak jego ręka zjeżdża niżej na mój pośladek. Szybko ją zdjęłam po czym usłyszałam jego śmiech. To nie było to samo. To nie było to samo co jeszcze niedawno, to nie był Harry. Chciałam z tamtąd iść ale moja siła w porównaniu z jego... Nie mogłam nic zrobić.-puść mnie.-powiedziałam do niego kiedy zaczął się zbliżać.-rozluźni się.-wyszeptał do mojego ucha, poczułam jak jego ręka wplata się w moje włosy. Jego usta dotknęły okolic mojego ucha, nie mogłam wytrzymać, nie mogłam uciec, nie mogłam nic. Czułam, że robię źle, co prawda nie byłam z Harrym, ale ja... ja nie mogłam pozwolić na to żeby to co jest pomiędzy nami się rozsypało. Nagle odciągnęłam jego rękę ode mnie sama nie wiedząc dlaczego. Szybko się odwróciłam, zaczynając biec w inną stronę. Nie patrzyłam na to co dzieje się w okół mnie, na tańczących ludzi, na nic. Chciałam tylko znaleźć Harrego i znowu poczuć jego zapach. Wybiegłam z tłumu ludzi, już wiedziałam gdzie jestem. Klub był wielki, musiałam znaleźć Harrego. Pomyślałam że mogę do niego zadzwonić, ale to nic by nie dało, przecież nie usłyszy. Szłam wzdłuż stolików które stały pod ścianami, niektóre puste, niektóre zajęte przez grupy ludzi albo pojedyncze osoby. Byłam wykończona. Nagle zauważyłam sylwetkę Harrego opierającego się przy ścianie. Nie był sam. On... obściskiwał się z jakąś dziewczyną. Nie wytrzymałam. Stałam jak wryta. Harry? Ten Harry?...mój Harry? Stałam jak wryta i patrzyłam na nich z osłupieniem wymalowanym na twarzy. Łzy lały się strumieniami. Nagle brunet ocknął się i popatrzył na mnie. W końcu mnie zauważył, ale było już za późno. Biegłam w drugą stronę. Nie miałam siły słuchać jego tłumaczeń. Nie miałam siły na nic, nie teraz. Mogłabym wybaczyć wszystko, ale nie to. Kierowałam się prosto do wyjścia. Poczułam wir zimnego powietrza oplatającego całą moją sylwetkę. Nie miałam nic w co mogłabym się ubrać, oprócz koszuli. Trudno, wytrzymam. Czułam jak Harry biegnie zaraz za mną, ale teraz nie pozwolę mu wygrać. Słyszałam tylko jak krzyczał 'Zoe proszę zaczekaj' Nie miałam zamiaru czekać. Łzy nadal lały się strumieniami, nie mogłam się opanować. Zwolniłam. Poczułam jak jego silna ręka oplata mój nadgarstek.
-Zoe proszę Cię, to nie jest tak jak...-nie pozwoliłam mu skończyć.
-Nie tak jak myślę? A jak jest? Tak mnie chronisz? Nadal masz nadzieje że będę Ci bezgranicznie ufać? Nadal myślisz że będziemy wspaniałą parą i wszystko się ułoży? Szukam Cię, nie wiem co mam zrobić a ty tam stoisz i liżesz się z jakąś laską, tak według Ciebie wygląda odbudowywanie zaufania?-krzyczałam tak samo jak wtedy, w bibliotece. Nie patrzyłam już teraz na przechodniów którzy byli wokół nas.-Mogłeś przynajmniej nie robić mi nadziei na lepsze jutro. Mogłeś nie mówić że coś do mnie czujesz.-i znowu zaczęłam biec w drugą stronę. Teraz już nie wiedziałam co czuję. Nie był moją własnością, nawet nie byliśmy razem. Ale obiecał. Obiecał że będzie lepiej, że będziemy Sobie ufać a co najważniejsze-powiedział że jestem dla niego najważniejsza. Te słowa trafiają do mnie i zapisują się w mojej pamięci na bardzo długo. Te słowa były gówno warte? Tak mam to odebrać? Wszystko co dobre od początku ostrzega końcem...

***

Nie wiedziałam gdzie się podziać, biegłam przed Siebie. Nie mogłam wrócić do rodziców, jak, teraz? Cała zapłakana, z podkrążonymi oczami? Musiałam wrócić do Harrego. Wbiegłam do domu i zamknęłam drzwi na wszystkie możliwe sposoby. Biegłam na górę po schodach, nie myśląc o tym co się dzieje. Chciałam uciec przed nim, przed jego spojrzeniem, przed jego dotykiem. To wszystko sprawiało że mimo wszystko potrafiłam się rozpłynąć. Wbiegłam do łazienki, zamknęłam drzwi i powoli się po nich osuwając zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Jak mogłam zakochać się w kimś tak szybko, tak bardzo? Naglę usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi. Harry. Jezu, kompletnie zapomniałam, przecież to jego mieszkanie, to logiczne że ma klucze. Słyszałam jak woła głośno moje imię, ale nie zamierzałam się odezwać. Próbowałam się uspokoić, bez skutecznie. Harry sprawdzał każde pomieszczenie po kolei. Nagle usłyszałam jak wbiega na górę.
-Zoe, wiem że tam jesteś, proszę pogadajmy.-nie zamierzałam odpowiedzieć. Stał pod drzwiami, słyszałam jego ciężki oddech.-przepraszam Cię, wiem że jestem dupkiem, wiem że zachowałem się jak palant, i że pewnie nigdy mi tego nie wybaczysz. Ale przynajmniej odezwij się, chce wiedzieć że nic Ci nie jest.-usłyszałam jak jego głos powoli cichnie, dało się usłyszeć też ciche szlochy. Płakał? Nie, nie interesuje mnie to. Jego smutek bardzo szybko zniknął, teraz zamienił się w demona. Zaczął z całej siły walić w drzwi, nie miałam zamiaru zareagować. Nie tym razem.-Zoe proszę.-znowu się uspokoił. Poczułam jak opiera się o drzwi i zsuwa się powoli tak samo jak ja wcześniej. Byliśmy tak blisko Siebie, ale on nawet nie miał pewności czy wszystko ze mną okej.-słysze jak płaczesz, przestań proszę. Zoe.-nie miałam zamiaru przestać. Cierpiałam, cholernie cierpiałam. Ja mu ufałam. 

***

Siedzieliśmy tak koło godziny, miałam wrażenie że już gdzieś poszedł. Nagle wstałam i podeszłam do szafki. Wyciągnęłam żyletkę i zaczęłam robić pojedyncze rany. Każda kolejna dawała jeszcze większy ból. Nie wiem po co to robiłam, może dlatego że sprawiało mi to ulgę. Poddałam się, zostałam sama. 


_________________________________________________________________________
Oczami Harrego

Była już pierwsza w nocy, a ja nadal spacerowałem uliczkami pobliskiego parku w ręku trzymając alkohol i paląc kolejną już paczkę papierosów. Czułem zimno otulające każdą część mojego ciała, ale teraz się tym nie przejmowałem. To nie było tak jak myśli Zoe. Jakaś laska zaczęła mnie obściskiwać, to musiało wyglądać okropnie. Zraniłem ją, mimo wszystko ją zraniłem. Nie wybaczę Sobie tego. Nie wybaczę Sobie tego tak jak ona nie wybaczy tego mi. Usiadłem na jakiejś ławce, kompletnie pijany. O tej godzinie światło dawały jedynie latarnie. Nie wiedziałem co z Sobą zrobić. Napisałem do Josh`a. 'Czekam w parku, ważne.' Wiedziałem że przyjdzie, tylko na niego mogłem liczyć. Na niego, i na Zoe. Ale w tym momencie akurat nie miałem po co do niej dzwonić, pisać. I tak by nie odebrała, doskonale to wiedziałem. Kochałem ją jak nikogo innego do tej pory, kochałem ją za to że po prostu jest, kochałem za nic. Nie musiałem długo czekać, albo mi się tak wydawało albo tak rzeczywiście było. Poczułem jak ktoś siada obok mnie. Nie myliłem się, Josh. 
-Mam nadzieje że to coś naprawdę ważnego, że zwlekam się z łózka o 1 w nocy.-czułem zdenerwowanie w jego głosie.-jesteś pijany stary, co jest?
-Właśnie nic nie jest. Zoe się do mnie nie odzywa, myśli że lizałem się z inną laską. Nie wiem co zrobić, jestem kompletnym debilem. 
-A lizałeś się? 
-Żartujesz Sobie? Nie zrobiłbym jej tego nigdy w życiu. To mogło tak wyglądać, bo jakaś laska się do mnie przyczepiła, ale do niczego nie doszło. Ja ją kocham Josh, jestem tego pewny.-czułem jak słone łzy spływają po moich policzkach.-nie wybaczę Sobie jak coś się jej stanie, rozumiesz? Nie wybaczę Sobie. Czuje się jak kompletny dupek mimo tego że nic nie zrobiłem, ale ona cierpi. Czemu zawsze mnie to spotyka...-mówiłem już coraz ciszej, rozkleiłem się. 
-To czemu to jeszcze siedzisz? Stary, leć za nią puki jeszcze masz czas, chyba nie chcesz skończyć jak tamtym razem.
Jego słowa uderzyły we mnie tak mocno, że teraz nie myślałem o niczym, tylko o tym żeby jak najszybciej znaleźć się w domu.
-Stary dzięki za wszystko.-uścisnąłem go przyjacielsko, po czym wstałem i już chciałem kierować się w stronę domu, kiedy usłyszałem Josha.
-Podwiozę Cię.

środa, 12 marca 2014

Rozdział 7

Weszłam na górę i od samego progu uśmiech malował mi się na twarzy. Harry, nie zdążyłeś nawet złożyć pościeli? Mimo tego że był leniuchem to było u niego słodkie. W pokoju panował kompletny bałagan, jego ciuchy były porozrzucane po całym pomieszczeniu. Jego zapach nadal unosił się w powietrzu co nadawało temu miejscu uroku. Położyłam na łóżku walizkę z ciuchami które odebrałam po drodze. Moje ciuchy zajęły wcześniejsze miejsce rzeczy Zu. Zeszłam na dół, a tam kolejna niespodzianka. Na stole leżały pyszne omlety z jagodami polane bitą śmietaną. Nagle mój żołądek wydał dziwne dźwięki, na co przypomniałam Sobie że nie jadłam od wczoraj. Podeszłam do stołu, a oni nadal siedzieli w salonie przed telewizorem i oglądali mecz. Widać że byli na prawdę dobrymi przyjaciółmi, dogadywali się w stu procentach. 
-Chłopaki naprawdę nie musieliście-po tych słowach nagle zorientowali się że jestem już na dole.
-Pewnie siedzisz od wczoraj głodna. Musieliśmy.-usłyszałam cichy głos Josha, zaraz po tym obydwoje zaczęli się śmiać sama nie wiem z czego.
-A wam co tak do śmiechu?-podeszłam do nich i powiedziałam z wielkim uśmiechem na twarzy. Nie mieli nawet zamiaru odpowiadać. Harry wstał, zaraz po nim Josh. 
-Chodźmy jeść, słyszę jak burczy Ci w brzuchu Zoe.-sama z Siebie zaczęłam się śmiać, już wiem o co mi chodziło.
-To chyba dobry pomysł-kurde, nie przywykłam do mieszkania z dwójką dorosłych dzieci, do tego jeszcze oboje troszczą się o mnie jakbym była jakaś niezwykła czy coś w tym rodzaju. Poszłam przodem, słyszałam tylko ich ciche szepty.-nie patrzcie na moją dupę tylko może wyłączcie telewizor.-jezu, co ja właśnie powiedziałam? Nie miałam ochoty się nawet odwracać, nic zrobić, czułam jak moje policzki się czerwienią, a to chyba im powinno być głupio. No cóż zdarza się. Podeszłam do stołu i usiadłam na stołku, po kuchni roznosił się zapach świeżo zrobionych omletów. Nadal słyszałam ich cichy śmiech.
-No to co, możemy jeść.-usłyszałam głos Harrego zaraz za mną, po czym pogładził mnie po ramieniu i usiadł zaraz koło mnie.-co do tego telewizora...-nagle uciął i popatrzał się na Josha który właśnie zajął miejsce przy okrągłym stole- to chyba miałaś rację.
-Chyba nie tylko z telewizorem.-dodał Josh, a ja znowu się zarumieniłam. Kurde, czy oni będą mi to wypominać przez cały czas?
Po skończonym jedzeniu podziękowałam i udałam się na górę. Byłam syta i nie mogłam się ruszać. Położyłam się, założyłam słuchawki z których od razu wypłynęła muzyka i odpłynęłam w swój własny świat. Zawsze tak robiłam bez względu na sytuacje, to było moje oderwanie się od rzeczywistości. Myślałam o wszystkim, jak i o niczym. Fajnie jest tak mieszkać z chłopakami, ale muszę w końcu wrócić do Siebie. Nie mogę im siedzieć na głowie. Nagle poczułam jak ktoś kładzie się obok mnie i obejmuję mnie ręką wokół mojej talii. Zdjęłam słuchawki z uszu i odwróciłam głowę w jego stronę. 
-Smakowało?-usłyszałam jego głos, po czym na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
-Bardzo, dziękuje jeszcze raz.
-Zoe, wiesz że nie ma za co. Wymyśl lepiej co będziemy robić, Josh zaraz wychodzi więc zostajemy sami.-kurde, sami? Aż się zaczęłam bać. Zostać sama z nim? Sama nie wiedziałam co może się zdarzyć...
-Sama nie wiem, jakoś nie mam ochoty siedzieć w domu. 
-Mam pomysł. Może pójdziemy do wesołego miasteczka?-na te słowa ucieszyłam się niesłychanie, przynajmniej nie zostaniemy sami.
-No to możesz się ubierać.-w sumie to się cieszyłam, ale zarazem bardzo się bałam. Co ja ubiorę? 

***

Byłam już gotowa więc zeszłam na dół po dłuższej nieobecności. Zdecydowałam się ubrać czarne rurki, białą bokserkę i luźny sweter na wierzch. Josh właśnie wychodził.
-Cześć malutka, widzimy się później-rzucił na pożegnanie i wyszedł. Nie widziałam gdzie jest Harry. Nagle wyszedł, a moim oczom ukazał się cud. Wyglądał niesamowicie. Włosy postawione na lakierze do góry, na nogach rurki. Kurde! On ma chyba chudsze nogi ode mnie. Do tego założył szarą bluzę i bluzkę. Może i klasycznie, ale na nim wyglądało to idealnie. 
-Gotowa?-nie czekał nawet na odpowiedź, podszedł w moja stronę i spojrzał mi w oczy.
-Tak-odpowiedziałam z lekkim uśmiechem na twarzy po czym skierowałam się w stronę drzwi. Założyłam buty, Harry już czekał. Jak prawdziwy dżentelmen otworzył mi drzwi i pozwolił wyjść. Poczułam wir zimniejszego powietrza oplatający moją sylwetkę w z góry na dół po czym poczułam silną dłoń na moim ramieniu. 

***

Szliśmy przez uliczkę prowadzącą do wesołego miasteczka, wzdłuż której rozciągały się stragany z popcornem, watą cukrową i zabawkami. Tak dawno nie byłam w wesołym miasteczku. Ostatni raz byłam jeszcze z rodzicami. Masa wspomnień. Pamiętam że to właśnie z Zoe poszłam tu pierwszy raz. Nie, nie będę się znowu zamartwiać się wspomnieniami. Właśnie przeszliśmy przez bramę wejściową, Harry kupił bilety. Już nawet nie chciałam się z nim kłócić o to dlaczego to on zawsze mi wszystko stawia. Nasze ręce były splecione w mocnym uścisku, czułam spojrzenia wszystkich ludzi wokoło. Oni zawsze się tak będą patrzeć? W sumie, to nie wiem czemu szliśmy za rękę, może to nie na miejscu? Już sama nie wiem co myśleć. Nagle zdałam Sobie sprawę że do zamknięcia zostały niecałe 2 godziny, więc nie mamy zbyt dużo czasu. 
-Na którą najpierw?-zapytałam i spojrzałam na Harrego z lekkim uśmiechem na ustach.-może na tamtą?-spojrzałam w stronę wielkiego rollercoastera.
-Czy ja wiem...-kurde, czego on się boi? Przecież tam nam się raczej nic nie stanie.
-Harry, przecież nie będziemy wszystkiego omijać. Raz się żyje, chodź proszę Cię.-widziałam jak skinął głową przecząco z grobową miną na twarzy.-no to idę sama, poczekaj tu.-po tych słowach ruszyłam w stronę kolejki. I tak nie poszłabym sama, wiedziałam że mnie nie puści. Nie musiałam długo czekać, zaraz po tym poczułam jak jego ręka obejmuję moją talie.
-Ale jesteś uparta!-słyszałam lekkie rozśmieszenie w jego głosie.-przecież dobrze wiesz że nie puściłbym Cię samej.-wiem, wiem.
Mimo godziny kolejka była bardzo długa. Czekaliśmy tak 15 minut, kolejka cały czas się zmniejszała. Harry cały czas był zdenerwowany, nie wiem czemu. Przecież to tylko kolejka.
-Ej, Harry co jest?
-Nic.-cały czas patrzył w drugą stronę, dało się wyczuć że coś jest nie tak. 
-Kiedy ty się nauczysz, że przede mną nic nie ukryjesz?-patrzyłam na niego z dołu, bo pomimo tego że opierał się o barierkę nadal byłam od niego o wiele niższa.-boisz się?
-Zoe, przestań. Pojedziemy i pójdziemy stąd, to wesołe miasteczko to chyba był zły pomysł.
-Jak chcesz to nie musimy iść.-mimo tych słów bardzo chciałam iść, ale nie chciałam żeby było mu smutno. 
-Nasza kolej, chodź.
Zajęliśmy miejsca obok Siebie po czym brunet mocno chwycił mnie za rękę. Serio się bał, o wiele bardziej niż ja. Nagle kolejka ruszyła. Jeździliśmy w górę i dół. Nie mogłam nawet krzyczeć. Przed nami siedziały jakieś dwie dziewczyny, chyba nadrabiały za nas krzykiem. 


***

-I widzisz, wcale nie było tak strasznie.-powiedziałam kiedy szliśmy już w stronę kolejnej kolejki.
-Czy ja wiem.-naszą nagłą rozmowę przerwał krzyk jakiejś dziewczynki.-Mamo! ja chce tego misia! 
-Usiądź tutaj-powiedział po czym pokazał jednym ruchem ręki na ławkę obok. Posłuchałam go, usiadłam, czekałam i patrzałam co zrobi dalej. Brunet skierował się w stronę stoiska z zabawkami. 
-Pomóc Ci?-zapytał małej dziewczynki którą wcześniej słyszeliśmy. Nie czekał nawet na odpowiedź, wziął wiatrówkę i celował w tarczę z okręgami. Strzelił trzy razy pod rząd. Nie mogłam w to uwierzyć, on zawsze był taki pomocny? Wstałam i ruszyłam w jego stronę, widziałam tylko jak obdarowywuję dziewczynę pluszakiem, była bardzo szczęśliwa. Harry także skierował się w moją stronę, chwycił mnie za rękę i uśmiechnął się sam do Siebie. 
-Teraz ja wybieram kolejkę-usłyszałam jego cichy głos. Kierowaliśmy się w kierunku wielkiego koła młyńskiego. Tym razem nie było kolejki, więc mogliśmy wejść bez problemu. Zajęliśmy wygodnie miejsca, po czym kolejka ruszyła w górę. Było pięknie. O tej godzinie Londyn był bardzo oświetlony co dodawało temu miejscu uroku. Tutaj czułam się bezpiecznie, wiedziałam że nikt nas nie obserwuje i możemy porozmawiać. 
-Podoba Ci się?
-Jest cudownie. Dziękuje że wogóle znalazłeś dla mnie czas, że mnie tutaj wziąłeś, że tak bardzo mi pomagasz...
-Obiecaj mi coś. Już więcej nie będziemy mówić o tym co stało się wtedy, rok temu. Wiem że to może się wydawać dziwne, ale za każdym razem kiedy przypomina się to każdemu z nas-nawet nie pozwoliłam mu skończyć.
-Harry, rozumiem. Nie musimy o tym mówić. Zajmijmy się Sobą, poukładajmy nasze relacje. Wydaje mi się że Zu patrząc na nas z góry nadal jest szczęśliwa pomimo wszystko.-widziałam tylko jak bezradny chłopak patrzy w dół.-Proszę Cię, uśmiechnij się i żyj teraźniejszością. Chociaż spróbuj.-zaraz po tych słowach mocno splotłam nasze ręce. Tamta chwila była niedoopisania. Niby nic, ale jednak coś znaczy. 

________________________________________________________________
Oczami Harrego

-Żyjmy Zoe, żyjmy.-po tych słowach moją twarz oblał soczysty rumieniec. Ona dała mi wyraźnie do zrozumienia że jest gotowa na to żeby nasze relacje nie zostawały tylko czysto 'przyjacielskie'. Nagle zauważyłem że uważnie mnie obserwuje. Zacisnąłem mocniej nasze dłonie po czym spojrzałem jej w oczy. Te oczy... Piękne, zielone oczy. Postanowiłem zrobić pierwszy krok. Nie zastanawiałem się czy jest za wcześnie. Przybliżyłem się do niej teraz byliśmy parę centymetrów od Siebie. Jej zapach sparaliżował moje ciało, tak samo jak dotyk. 

_________________________________________________________________
Oczami Zoe

Wiedziałam co chce zrobić. Nie wiedziałam dlaczego ale teraz nie czułam już zdenerwowania. Poczułam jak jego dłoń wędruje na moje plecy, następnie chwytając mnie lekko za kark. Czułam jego oddech tuż przy mojej skórze. Nagle jego usta dotknęły moich. Nie miałam nic przeciwko. Nie czułam bólu, nie wracałam wspomnieniami do tego co się stało. 

środa, 5 marca 2014

Rozdział 6

3 dni później

Czas ciągnął się nie ubłagalnie, czułem jakby minęły lata. Byłem wszędzie, u jej rodziców którzy rzekomo nie wiedzą gdzie jest ale i tak są spokojni jakby nic się nie stało, u jej przyjaciółek, u znajomych ze szkoły. U każdej osoby u której tylko mogła być. Co jeśli oni znowu ją mają? Nie dopuszczałem do Siebie nawet myśli że coś może jej się stać. Ufałem jej, wiedziałem że wie co robi, ale to nie od niej zależało to co oni chcą zrobić. Josh bardzo mnie wspierał, zdawał Sobie sprawę co przeżywałem ale to i tak nie pomagało. Za kilka dni mija dokładnie rok od odejścia Zu. Co jeśli za rok będę musiał żyć tylko wspomnieniami o Zoe? Nie mogłem dopuszczać do Siebie takiej myśli. Nie miałem pomysłu co mogę robić dzisiejszego dnia, dopiero co wstałem, nadal siedziałem półnagi na łóżku i rozmyślałem. Nagle do pokoju wszedł Josh który przerwał moje rozmyślenia. Mieszkał ze mną, nie chciał wracać do domu żeby zostawiać mnie samego, więc zgodziłem się żeby został. Był wysokim brunetem o brązowych włosach. Byliśmy bardzo podobni. Jak mówiłem, wiele mu zawdzięczam. Znamy się od dzieciństwa, nigdy mnie nie zawiódł. 
-Dzisiaj też jej szukamy?-zapytał z uśmiechem na twarzy jakby chciał mnie pocieszyć po czym usiadł obok i czekał na odpowiedź. 
-Nie wiem stary. Nie mam już pomysłu gdzie może być, tracę siły. Szukamy jej cały czas przez trzy dni, byliśmy wszędzie.
-I chcesz się poddać? Co jeśli oni ją mają? Co wtedy zrobisz? Chcesz ją stracić jak Zu? Zastanów się, bo wiesz że jeśli nie ty to kto inny ją obroni, ona nie ma nikogo.-wraz z tymi słowami miałem ochotę wybiec z domu. Co z tego że w samych bokserkach- musiałem ją znaleźć. 
-Wiesz ile Ci zawdzięczam?-zapytałem nie oczekując nawet odpowiedzi, podarowałem mu przyjacielski uścisk po czym poszłem po ciuchy. Nie wiedziałem nawet gdzie chce jechać, mogłem wtedy nawet przeszukać całe miasto, byleby ją znaleźć. Wyszliśmy z domu, wsiedliśmy do auta i odjechaliśmy. 
-Gdzie jedziemy?-zapytał Josh, a ja nadal nie wiedziałem co powiedzieć. Nagle nasunęła mi się pewna myśl. Zoe opowiadała mi kiedyś że jej ciocia mieszka niedaleko. Ale skąd ja miałem wiedzieć gdzie to jest?
-Zoe mówiła mi że niedaleko stąd mieszka jej ciocia, może tam będzie.
-Gdzie dokładniej?
-Tego właśnie nie wiem, musimy to sprawdzić.
Wiedziałem że Josh coś wymyśli. Jechaliśmy ulicami Londynu, piękno które uwalniało się z każdej strony nie robiło na mnie takiego wrażenia jak zawsze. Słyszałem wiele razy, że ludzie dostają szoku przyjeżdżając tutaj bo różni się to bardzo od krajobrazów wykonanych na zdjęciach. Ja byłem jednak innego zdania. Londyn był miastem które wprawiało mnie w osłupienie, uwielbiałem tutaj mieszkać i nie chciałem się wyprowadzać. Nagle skręciliśmy w jakąś uliczkę wzdłuż której ciągnął się sznur kamienic. Nigdy tu nie byłem, widziałem to miejsce pierwszy raz. Kiedy stanęliśmy usłyszałem tylko 'poczekaj tutaj' i Josh wysiadł z samochodu po czym wszedł do jednej z kamienic. Nie myliłem się-znowu coś wymyślił. Nie musiałem czekać długo, przyjaciel dobrze wiedział jak ważny był teraz dla nas czas. Wsiadł do auta i podał mi karteczkę z nazwą jakiejś ulicy i numerem domu.
-Co to jest?-zapytałem nie mając zielonego pojęcia co się wogóle działo.
-Adres.
-To widzę.- odpowiedziałem ze zdenerwowaniem w głosie, widziałem jak się ze mną droczy. Odpalił auto, zawrócił i pojechał w stronę Londynu o której nigdy nie miałem pojęcia.
-Adres ciotki Zoe.
-Skąd ty to masz? 
-Mój znajomy zajmuję się takimi sprawami. Zaginięciami, porwaniami. Nie trudno było mu sprawdzić o kogo nam dokładnie chodzi.- mówił nie przestając patrzeć na drogę. 
-Stary dziękuje...-powiedziałem ze łzami w oczach. I tu pytanie. Łzy szczęścia, czy smutku? Moje uczucia mieszały się w mojej głowie. Miałem się cieszyć że ją zobaczę, czy może być na nią zły że uciekła bez wyjaśnień? Czy może miałem nastawić się na to że już nigdy jej nie zobaczę. Kurwa! Co ja robię! Obiecała że wróci, obiecała że się zobaczymy, wierzyłem w to z całego serca.

***

Po około piętnastu minutach jazdy samochód zatrzymał się tuż koło jakiegoś wielkiego domu. Widać było wielki ogród i huśtawki dla dzieci. Serce stanęło mi jak wryte. Ten moment dawało mi odpowiedź- jest tu, albo muszę zdać się na nią samą, musiałem po prostu czekać. 
-Nie wiem czy zauważyłeś, ale jesteśmy.- powiedział chłopak siedzący tuż obok mnie. Widziałem kątem oka pojawiający się na jego twarzy uśmieszek. 
-Wiem, wiem... po prostu boję się tam iść.
-Harry chyba wiesz że musisz to zrobić. Poszedłbym za Ciebie, ale nie można tego tak załatwiać, o tym też wiesz. Pójdę z Tobą, nie masz się czego bać.-czułem jak poklepał mnie przyjacielsko po ramieniu, po czym wziąłem głęboki wdech i wypuściłem powietrze ustami. Odpiąłem pas, i wysiadłem z auta. Wiedziałem co mnie czeka, więc nie musiałem się nawet cieszyć. Nawet jeśli Zoe tam będzie nic się nie zmieni. Ona nadal będzie musiała wszystko przemyśleć i pewnie nie będzie chciała wrócić. A jeśli jej tam nie będzie nie pozostanie mi nic niż tylko czekanie na jakikolwiek znak czy żyję. Czekałem na przyjaciela układając w głowie dialog który przeprowadzę z ciocią Zoe. Bardzo się denerwowałem.
-Idziemy?-usłyszałem głos przyjaciela po czym skierowaliśmy się do drzwi wejściowych. Stojąc tuż przed nimi miałem ochotę się wycofać, zrobiłem krok do tyłu po czym usłyszałem nagłe: "nawet o tym nie myśl" wypowiedziane z ust Josh'a. Nie mogłem się poddać, nie teraz. Nacisnąłem z lekką niechęcią na dzwonek. Nie musiałem długo czekać na odpowiedź, drzwi się otworzyły a naszym oczom ukazała się młoda kobieta wyglądająca na nie więcej niż trzydzieści lat.
-W czym mogę pomóc?- zapytała przyjaźnie patrząc najpierw na mnie a potem na Josha.
-Tak... szukamy Zoe, nie ma jej tutaj przypadkiem?
-Zoe? Nie, nie. Nie widziałam ją od kilku tygodni.-widziałem jak jej uśmiech znika z twarzy. Na te słowa moje serce stanęło na chwilę.- a coś się stało?
-Po prostu nie wiemy gdzie jest, w jej życiu wiele się zmieniło. Ale... myślę że Zoe sama powinna to pani opowiedzieć.-kontynuował przyjaciel, wiedział że ja nie był bym w stanie dalej mówić.- Chyba tyle chcieliśmy wiedzieć, dziękujemy za informację. Do widzenia.-powiedział z uśmiechem na ustach i zaczął wycofywać się do tyłu po czy odwrócił się i szedł w stronę samochodu a ja zaraz za nim. Wsiadłem, nie odzywałem się. Nie miałem nawet ochoty gadać. Nie miałem ochoty na nic. 
-I co teraz?-zapytał Josh a ja nie wiedziałem co odpowiedzieć.
-Teraz? Teraz pozostaje mi czekać... czekać na niemożliwe, na szczęście.- powiedziałem po czym z moich spłynęła rzeka łez, łza po łzie lały się bez opamiętania. Tak jechaliśmy w ciszy, przez dwadzieścia minut nic nie mówiąc, słychać było tylko nasze oddechy. Opłynęliśmy we własnych myślach. Pod domem szybko wysiadłem z auta po czym skierowałem się w stronę drzwi i pobiegłem do Siebie do pokoju. Słyszałem jak Josh wchodzi za mną, ale nie poszedł do pokoju. Musiałem odpłynąć we własnych myślach po raz kolejny dzisiaj, ponieważ kiedy chłopak wszedł żeby zapytać się czy wszystko okej była już 18. 
-Stary nie możesz tak leżeć bezczynnie. Dobrze wiesz, że obiecała Ci że wróci, więc wróci. Mam propozycje.-stał nade mną i mówił jakby sam do Siebie.-obejrzymy mecz, co ty na to?- nie odpowiedziałem, wiedziałem że nie da za wygraną.-Harry! Chyba nie zamierzasz tu leżeć cały czas i zastanawiać się nad sensem życia?-krzyknął po czym zdjął ze mnie kołdrę. 
-Jak prosisz... to mogę iść.-Powiedziałem po czym oboje zaczęliśmy się śmiać.

***

Siedzieliśmy już na kanapie trzymając popcorn w ręce. Jack załączył mecz i pochłonięty oglądaniem nie patrzał nawet co robię. Nie mogłem oglądać. Siedziałem i myślałem. Jego nagły krzyk przerwał cisze.
-Jest! Harry, 2:0! Wygraliśmy!- wstał i zaczął krzyczeć, jakoś po raz pierwszy nie cieszyłem się z tego że nasza drużyna wygrała.- widzę że rzeczywiście nie masz humoru. Siedź tu pójdę zrobić coś do jedzenia.-posłuchałem go, na mojej twarzy nie było żadnych uczuć. Szczęścia, żalu-nic. Już nie miałem siły. Usłyszałem jego głos, zawołał mnie. Na stole stała już gotowa jajecznica. Usiadłem i zacząłem dłubać widelcem w talerzu. 
-Wyglądasz jak totalny wrak człowieka Harry. Proszę Cię nie przejmuj się.
-Chris, powiedz mi jak ja mam się nie przejmować? Od czterech dni nie daje znaku życia. Nie wiem gdzie jest, czy jest z nimi, czy jest bezpieczna, czy żyje.-powiedziałam po czym odszedłem od stołu nie ruszając nawet jedzenia. Brunet nawet się już nie odezwał. Chyba zrozumiał co czuje. Poszłem w stronę Swojego pokoju, tylko tam mogłem pogłębić się w własne myśli. Sciągłem ubrania i mimo wczesnej pory położyłem się w łóżku. Zastanawiała mnie teraz inna rzecz. Mianowicie- dlaczego ja tak się tym przejmuje? Przecież normalnie nie miał bym nic przeciwko temu że zniknęła na parę dni pod pretekstem 'przemyślenia paru rzeczy' ale teraz było wprost przeciwnie. Może ona miała racje, może to wszystko za szybko się dzieje? Tylko zastanawia mnie fakt, dlaczego ja cały czas o niej myślę. Kiedy nie ma jej przy mnie nie potrafię normalnie funkcjonować. Wraca to co było parę tygodni temu, pustka. Ona ją wypełnia. 

***

Promienie słońca prześwitujące przez moje okno nie dawały mi spać. Kiedy się obudziłem popatrzałem na zegarek który wskazywał dziesiątą. Dzisiaj jest ten dzień... Dzisiaj minął dokładnie dzień od śmierci Zu. Muszę odwiedzić cmentarz, nie byłem tam prawie tydzień. Nie myśląc dalej wstałem z łóżka, złożyłem kapcie i poszłem w stronę łazienki. Zimny strumień wody paraliżował moje ciało od góry do dołu. To mnie pobudziło, wyszłem z pod prysznica, ubrałem się i zszedłem na dół. Jack też nie spał, siedział na kanapie z laptopem na kolanach. 
-Nie śpisz już?-powiedziałem lekko zdziwiony, z reguły wstawał południem, nie był rannym ptaszkiem. 
-Dziwisz się?-powiedział z uśmiechem na twarzy.-Nie mogłem spać. 
-Ja... wychodzę.
-Idziesz na cmentarz?-zapytał jakby wiedział dokładnie jakie mam plany.
-Tak.
-Pójdę z Tobą.
-Wybacz ale wolałbym iść sam. Jak chcesz możemy iść potem jeszcze raz.
-Nie, nie. Idź, ja pójdę potem. 
-Jak wolisz.-po tych słowach poszłem w stronę drzwi, po drodze ubrałem buty wyjściowe. Chris wyszedł za mną, wiedziałem co chce zrobić. Wyciągnął zapalniczkę i papierosa. Palił bardzo dużo, mówił że to pomaga na stres, ale jakoś nie chciałem do tego wracać. Pożegnałem się z nim po czym poszłem w stronę cmentarza. Jakoś nie miałem ochoty na jazdę taksówką. Pogoda była deszczowa, mimo tego można było zauważyć promienie słoneczne. Ten dzień przywoływał wiele wspomnień, dlatego tak bardzo nie chciałem żeby nadszedł, wolałem nie wspominać. Przynajmniej wtedy obchodziłem się bez łez. Od 12 miesięcy płakałem ciągle, dzień w dzień. Teraz mam dużo problemów, zapowiada się na jeszcze więcej. Byłem już niedaleko cmentarza, kiedy przypomniałem Sobie o Zoe. Ciekawe czy odwiedzi dzisiaj cmentarz. Przeszedłem przez bramę wejściową i szłem prosto na grób Zu. Kiedy już miałem dochodzić zauważyłem przy jej grobie jakąś postać. To była... Zoe. Kamień spadł mi z serca, w końcu od 4 dni na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Podeszłem do niej, i objąłem ją od tyłu nie myśląc co powie. Nagle uświadomiłem Sobie gdzie jestem. Stałem przed jej grobem i zachowywałem się jak dupek. Ona to widziała, pewnie poczuła się jakbym o niej zapomniał. Ale... przecież ona chciała żebyśmy byli szczęśliwi...
-Gdzie byłaś?-zapytałem z nadzieją w głosie.
-Harry, nie tutaj. 
Posłuchałem po czym odwróciłem się w stronę grobu. Widziałem jej zdjęcie, widziałem datę jej śmierci. Dokładnie rok, okrągły rok. Tuż nad zdjęciem widniał napis "Bóg tak chciał". To totalnie mnie rozkleiło, płakałem jak dziecko. Bezbronny maluch nie mogący Sobie poradzić. 

_________________________________________________________________________________
Oczami Zoe

Tego się nie spodziewałam, nie spodziewałam się że spotkamy się tutaj. Widziałam jak Harry płacze, ale natłok emocji nie pozwalał mi na to zareagować. Nagle ocknęłam się i popatrzałam na jej grób. Chyba dostrzegłam to samo co on... Na mojej twarzy również ukazało się mnóstwo łez. Nie mogłam tego powstrzymać, nie teraz. Od jej śmierci nic się nie zmieniło, tkwiliśmy w martwym punkcie, chyba dopiero teraz Sobie to uświadomiłam. Uświadomiłam Sobie że przez ten czas kiedy nie widziałam się z Harrym tęskniłam za nim całym sercem, i martwiłam się o niego tak samo jak on o mnie. Byłam tutaj już za długo, i natłok emocji nie pozwalał mi tam zostać. Powiedziałam tylko ciche "poczekam przed bramą" i poszłam w stronę wyjścia. Czekała nas poważna rozmowa, która bardzo mogła zmienić nasze relacje. Nie musiałam długo czekać i pojawił się Harry. Szliśmy w stronę domu przez chwilę w ciszy.
-Mogę wiedzieć gdzie byłaś?-wyczułam zdenerwowanie w jego głosie. 
-Harry ja... ja przepraszam. Wiem że znikłam z dnia na dzień, ale nie mogłam się pozbierać, to było dla mnie za dużo, musiałam to przemyśleć.
-Gdzie byłaś?- powtórzył pytanie, wiedziałam że chciał wiedzieć.
-U przyjaciółki.
-Zoe, nie kłam. Nie myślisz chyba że Cię nie szukałem. Byłem wszędzie, u każdej twojej znajomej, rodziny. Bez skutku.-powiedział spokojnie, wiedziałam że nie chciał żeby nasza rozmowa zmieniła się w kłótnie.
-Byłam... byłam u babci. Wiedziałam że nic o niej nie wiesz, więc tam nie przyjedziesz.
-O taką odpowiedź mi chodziło.-zobaczyłam uśmiech na jego twarzy.- mam nadzieje, że nic się nie stało? Cholernie się martwiłem.
-Nie, nie musisz się bać. No, jedynie przekarmienie wchodzi w grę.-po tych słowach oboje zaczęliśmy się śmiać, dogadywaliśmy się świetnie. 
-Zoe, mam pytanie... przemyślałaś wszystko? Nie musisz odpowiadać. Mianowicie chodzi mi o to, czy wracasz już do domu.-na te słowa bardzo się ucieszyłam. 'Czy wracasz już do domu'- co miał na myśli mówiąc domu? Miał na myśli swój dom, czy już nasz dom?
-Tak Harry, muszę tylko jechać po ciuchy. 
-Strasznie się ciesze.-tak szliśmy, rozmawialiśmy, śmialiśmy się i uśmiech nie znikał nam z twarzy. Bardzo fajne uczucie po tak długiej przerwie. Nawet nie zauważyłam kiedy byliśmy na miejscu, w końcu od cmentarza był spory kawałek. Weszliśmy do środka, czułam czyjąś obecność. Nie myliłam się, zauważyłam jak z salonu wychodzi jakiś chłopak. To był Josh. Nie miałam nic do niego, wydawał się bardzo sympatyczny.
-O, kogo ja tu widzę! Cześć Zoe.-powiedział z wielkim uśmiechem na twarzy. W końcu poczułam się jak w domu.