środa, 5 marca 2014

Rozdział 6

3 dni później

Czas ciągnął się nie ubłagalnie, czułem jakby minęły lata. Byłem wszędzie, u jej rodziców którzy rzekomo nie wiedzą gdzie jest ale i tak są spokojni jakby nic się nie stało, u jej przyjaciółek, u znajomych ze szkoły. U każdej osoby u której tylko mogła być. Co jeśli oni znowu ją mają? Nie dopuszczałem do Siebie nawet myśli że coś może jej się stać. Ufałem jej, wiedziałem że wie co robi, ale to nie od niej zależało to co oni chcą zrobić. Josh bardzo mnie wspierał, zdawał Sobie sprawę co przeżywałem ale to i tak nie pomagało. Za kilka dni mija dokładnie rok od odejścia Zu. Co jeśli za rok będę musiał żyć tylko wspomnieniami o Zoe? Nie mogłem dopuszczać do Siebie takiej myśli. Nie miałem pomysłu co mogę robić dzisiejszego dnia, dopiero co wstałem, nadal siedziałem półnagi na łóżku i rozmyślałem. Nagle do pokoju wszedł Josh który przerwał moje rozmyślenia. Mieszkał ze mną, nie chciał wracać do domu żeby zostawiać mnie samego, więc zgodziłem się żeby został. Był wysokim brunetem o brązowych włosach. Byliśmy bardzo podobni. Jak mówiłem, wiele mu zawdzięczam. Znamy się od dzieciństwa, nigdy mnie nie zawiódł. 
-Dzisiaj też jej szukamy?-zapytał z uśmiechem na twarzy jakby chciał mnie pocieszyć po czym usiadł obok i czekał na odpowiedź. 
-Nie wiem stary. Nie mam już pomysłu gdzie może być, tracę siły. Szukamy jej cały czas przez trzy dni, byliśmy wszędzie.
-I chcesz się poddać? Co jeśli oni ją mają? Co wtedy zrobisz? Chcesz ją stracić jak Zu? Zastanów się, bo wiesz że jeśli nie ty to kto inny ją obroni, ona nie ma nikogo.-wraz z tymi słowami miałem ochotę wybiec z domu. Co z tego że w samych bokserkach- musiałem ją znaleźć. 
-Wiesz ile Ci zawdzięczam?-zapytałem nie oczekując nawet odpowiedzi, podarowałem mu przyjacielski uścisk po czym poszłem po ciuchy. Nie wiedziałem nawet gdzie chce jechać, mogłem wtedy nawet przeszukać całe miasto, byleby ją znaleźć. Wyszliśmy z domu, wsiedliśmy do auta i odjechaliśmy. 
-Gdzie jedziemy?-zapytał Josh, a ja nadal nie wiedziałem co powiedzieć. Nagle nasunęła mi się pewna myśl. Zoe opowiadała mi kiedyś że jej ciocia mieszka niedaleko. Ale skąd ja miałem wiedzieć gdzie to jest?
-Zoe mówiła mi że niedaleko stąd mieszka jej ciocia, może tam będzie.
-Gdzie dokładniej?
-Tego właśnie nie wiem, musimy to sprawdzić.
Wiedziałem że Josh coś wymyśli. Jechaliśmy ulicami Londynu, piękno które uwalniało się z każdej strony nie robiło na mnie takiego wrażenia jak zawsze. Słyszałem wiele razy, że ludzie dostają szoku przyjeżdżając tutaj bo różni się to bardzo od krajobrazów wykonanych na zdjęciach. Ja byłem jednak innego zdania. Londyn był miastem które wprawiało mnie w osłupienie, uwielbiałem tutaj mieszkać i nie chciałem się wyprowadzać. Nagle skręciliśmy w jakąś uliczkę wzdłuż której ciągnął się sznur kamienic. Nigdy tu nie byłem, widziałem to miejsce pierwszy raz. Kiedy stanęliśmy usłyszałem tylko 'poczekaj tutaj' i Josh wysiadł z samochodu po czym wszedł do jednej z kamienic. Nie myliłem się-znowu coś wymyślił. Nie musiałem czekać długo, przyjaciel dobrze wiedział jak ważny był teraz dla nas czas. Wsiadł do auta i podał mi karteczkę z nazwą jakiejś ulicy i numerem domu.
-Co to jest?-zapytałem nie mając zielonego pojęcia co się wogóle działo.
-Adres.
-To widzę.- odpowiedziałem ze zdenerwowaniem w głosie, widziałem jak się ze mną droczy. Odpalił auto, zawrócił i pojechał w stronę Londynu o której nigdy nie miałem pojęcia.
-Adres ciotki Zoe.
-Skąd ty to masz? 
-Mój znajomy zajmuję się takimi sprawami. Zaginięciami, porwaniami. Nie trudno było mu sprawdzić o kogo nam dokładnie chodzi.- mówił nie przestając patrzeć na drogę. 
-Stary dziękuje...-powiedziałem ze łzami w oczach. I tu pytanie. Łzy szczęścia, czy smutku? Moje uczucia mieszały się w mojej głowie. Miałem się cieszyć że ją zobaczę, czy może być na nią zły że uciekła bez wyjaśnień? Czy może miałem nastawić się na to że już nigdy jej nie zobaczę. Kurwa! Co ja robię! Obiecała że wróci, obiecała że się zobaczymy, wierzyłem w to z całego serca.

***

Po około piętnastu minutach jazdy samochód zatrzymał się tuż koło jakiegoś wielkiego domu. Widać było wielki ogród i huśtawki dla dzieci. Serce stanęło mi jak wryte. Ten moment dawało mi odpowiedź- jest tu, albo muszę zdać się na nią samą, musiałem po prostu czekać. 
-Nie wiem czy zauważyłeś, ale jesteśmy.- powiedział chłopak siedzący tuż obok mnie. Widziałem kątem oka pojawiający się na jego twarzy uśmieszek. 
-Wiem, wiem... po prostu boję się tam iść.
-Harry chyba wiesz że musisz to zrobić. Poszedłbym za Ciebie, ale nie można tego tak załatwiać, o tym też wiesz. Pójdę z Tobą, nie masz się czego bać.-czułem jak poklepał mnie przyjacielsko po ramieniu, po czym wziąłem głęboki wdech i wypuściłem powietrze ustami. Odpiąłem pas, i wysiadłem z auta. Wiedziałem co mnie czeka, więc nie musiałem się nawet cieszyć. Nawet jeśli Zoe tam będzie nic się nie zmieni. Ona nadal będzie musiała wszystko przemyśleć i pewnie nie będzie chciała wrócić. A jeśli jej tam nie będzie nie pozostanie mi nic niż tylko czekanie na jakikolwiek znak czy żyję. Czekałem na przyjaciela układając w głowie dialog który przeprowadzę z ciocią Zoe. Bardzo się denerwowałem.
-Idziemy?-usłyszałem głos przyjaciela po czym skierowaliśmy się do drzwi wejściowych. Stojąc tuż przed nimi miałem ochotę się wycofać, zrobiłem krok do tyłu po czym usłyszałem nagłe: "nawet o tym nie myśl" wypowiedziane z ust Josh'a. Nie mogłem się poddać, nie teraz. Nacisnąłem z lekką niechęcią na dzwonek. Nie musiałem długo czekać na odpowiedź, drzwi się otworzyły a naszym oczom ukazała się młoda kobieta wyglądająca na nie więcej niż trzydzieści lat.
-W czym mogę pomóc?- zapytała przyjaźnie patrząc najpierw na mnie a potem na Josha.
-Tak... szukamy Zoe, nie ma jej tutaj przypadkiem?
-Zoe? Nie, nie. Nie widziałam ją od kilku tygodni.-widziałem jak jej uśmiech znika z twarzy. Na te słowa moje serce stanęło na chwilę.- a coś się stało?
-Po prostu nie wiemy gdzie jest, w jej życiu wiele się zmieniło. Ale... myślę że Zoe sama powinna to pani opowiedzieć.-kontynuował przyjaciel, wiedział że ja nie był bym w stanie dalej mówić.- Chyba tyle chcieliśmy wiedzieć, dziękujemy za informację. Do widzenia.-powiedział z uśmiechem na ustach i zaczął wycofywać się do tyłu po czy odwrócił się i szedł w stronę samochodu a ja zaraz za nim. Wsiadłem, nie odzywałem się. Nie miałem nawet ochoty gadać. Nie miałem ochoty na nic. 
-I co teraz?-zapytał Josh a ja nie wiedziałem co odpowiedzieć.
-Teraz? Teraz pozostaje mi czekać... czekać na niemożliwe, na szczęście.- powiedziałem po czym z moich spłynęła rzeka łez, łza po łzie lały się bez opamiętania. Tak jechaliśmy w ciszy, przez dwadzieścia minut nic nie mówiąc, słychać było tylko nasze oddechy. Opłynęliśmy we własnych myślach. Pod domem szybko wysiadłem z auta po czym skierowałem się w stronę drzwi i pobiegłem do Siebie do pokoju. Słyszałem jak Josh wchodzi za mną, ale nie poszedł do pokoju. Musiałem odpłynąć we własnych myślach po raz kolejny dzisiaj, ponieważ kiedy chłopak wszedł żeby zapytać się czy wszystko okej była już 18. 
-Stary nie możesz tak leżeć bezczynnie. Dobrze wiesz, że obiecała Ci że wróci, więc wróci. Mam propozycje.-stał nade mną i mówił jakby sam do Siebie.-obejrzymy mecz, co ty na to?- nie odpowiedziałem, wiedziałem że nie da za wygraną.-Harry! Chyba nie zamierzasz tu leżeć cały czas i zastanawiać się nad sensem życia?-krzyknął po czym zdjął ze mnie kołdrę. 
-Jak prosisz... to mogę iść.-Powiedziałem po czym oboje zaczęliśmy się śmiać.

***

Siedzieliśmy już na kanapie trzymając popcorn w ręce. Jack załączył mecz i pochłonięty oglądaniem nie patrzał nawet co robię. Nie mogłem oglądać. Siedziałem i myślałem. Jego nagły krzyk przerwał cisze.
-Jest! Harry, 2:0! Wygraliśmy!- wstał i zaczął krzyczeć, jakoś po raz pierwszy nie cieszyłem się z tego że nasza drużyna wygrała.- widzę że rzeczywiście nie masz humoru. Siedź tu pójdę zrobić coś do jedzenia.-posłuchałem go, na mojej twarzy nie było żadnych uczuć. Szczęścia, żalu-nic. Już nie miałem siły. Usłyszałem jego głos, zawołał mnie. Na stole stała już gotowa jajecznica. Usiadłem i zacząłem dłubać widelcem w talerzu. 
-Wyglądasz jak totalny wrak człowieka Harry. Proszę Cię nie przejmuj się.
-Chris, powiedz mi jak ja mam się nie przejmować? Od czterech dni nie daje znaku życia. Nie wiem gdzie jest, czy jest z nimi, czy jest bezpieczna, czy żyje.-powiedziałam po czym odszedłem od stołu nie ruszając nawet jedzenia. Brunet nawet się już nie odezwał. Chyba zrozumiał co czuje. Poszłem w stronę Swojego pokoju, tylko tam mogłem pogłębić się w własne myśli. Sciągłem ubrania i mimo wczesnej pory położyłem się w łóżku. Zastanawiała mnie teraz inna rzecz. Mianowicie- dlaczego ja tak się tym przejmuje? Przecież normalnie nie miał bym nic przeciwko temu że zniknęła na parę dni pod pretekstem 'przemyślenia paru rzeczy' ale teraz było wprost przeciwnie. Może ona miała racje, może to wszystko za szybko się dzieje? Tylko zastanawia mnie fakt, dlaczego ja cały czas o niej myślę. Kiedy nie ma jej przy mnie nie potrafię normalnie funkcjonować. Wraca to co było parę tygodni temu, pustka. Ona ją wypełnia. 

***

Promienie słońca prześwitujące przez moje okno nie dawały mi spać. Kiedy się obudziłem popatrzałem na zegarek który wskazywał dziesiątą. Dzisiaj jest ten dzień... Dzisiaj minął dokładnie dzień od śmierci Zu. Muszę odwiedzić cmentarz, nie byłem tam prawie tydzień. Nie myśląc dalej wstałem z łóżka, złożyłem kapcie i poszłem w stronę łazienki. Zimny strumień wody paraliżował moje ciało od góry do dołu. To mnie pobudziło, wyszłem z pod prysznica, ubrałem się i zszedłem na dół. Jack też nie spał, siedział na kanapie z laptopem na kolanach. 
-Nie śpisz już?-powiedziałem lekko zdziwiony, z reguły wstawał południem, nie był rannym ptaszkiem. 
-Dziwisz się?-powiedział z uśmiechem na twarzy.-Nie mogłem spać. 
-Ja... wychodzę.
-Idziesz na cmentarz?-zapytał jakby wiedział dokładnie jakie mam plany.
-Tak.
-Pójdę z Tobą.
-Wybacz ale wolałbym iść sam. Jak chcesz możemy iść potem jeszcze raz.
-Nie, nie. Idź, ja pójdę potem. 
-Jak wolisz.-po tych słowach poszłem w stronę drzwi, po drodze ubrałem buty wyjściowe. Chris wyszedł za mną, wiedziałem co chce zrobić. Wyciągnął zapalniczkę i papierosa. Palił bardzo dużo, mówił że to pomaga na stres, ale jakoś nie chciałem do tego wracać. Pożegnałem się z nim po czym poszłem w stronę cmentarza. Jakoś nie miałem ochoty na jazdę taksówką. Pogoda była deszczowa, mimo tego można było zauważyć promienie słoneczne. Ten dzień przywoływał wiele wspomnień, dlatego tak bardzo nie chciałem żeby nadszedł, wolałem nie wspominać. Przynajmniej wtedy obchodziłem się bez łez. Od 12 miesięcy płakałem ciągle, dzień w dzień. Teraz mam dużo problemów, zapowiada się na jeszcze więcej. Byłem już niedaleko cmentarza, kiedy przypomniałem Sobie o Zoe. Ciekawe czy odwiedzi dzisiaj cmentarz. Przeszedłem przez bramę wejściową i szłem prosto na grób Zu. Kiedy już miałem dochodzić zauważyłem przy jej grobie jakąś postać. To była... Zoe. Kamień spadł mi z serca, w końcu od 4 dni na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Podeszłem do niej, i objąłem ją od tyłu nie myśląc co powie. Nagle uświadomiłem Sobie gdzie jestem. Stałem przed jej grobem i zachowywałem się jak dupek. Ona to widziała, pewnie poczuła się jakbym o niej zapomniał. Ale... przecież ona chciała żebyśmy byli szczęśliwi...
-Gdzie byłaś?-zapytałem z nadzieją w głosie.
-Harry, nie tutaj. 
Posłuchałem po czym odwróciłem się w stronę grobu. Widziałem jej zdjęcie, widziałem datę jej śmierci. Dokładnie rok, okrągły rok. Tuż nad zdjęciem widniał napis "Bóg tak chciał". To totalnie mnie rozkleiło, płakałem jak dziecko. Bezbronny maluch nie mogący Sobie poradzić. 

_________________________________________________________________________________
Oczami Zoe

Tego się nie spodziewałam, nie spodziewałam się że spotkamy się tutaj. Widziałam jak Harry płacze, ale natłok emocji nie pozwalał mi na to zareagować. Nagle ocknęłam się i popatrzałam na jej grób. Chyba dostrzegłam to samo co on... Na mojej twarzy również ukazało się mnóstwo łez. Nie mogłam tego powstrzymać, nie teraz. Od jej śmierci nic się nie zmieniło, tkwiliśmy w martwym punkcie, chyba dopiero teraz Sobie to uświadomiłam. Uświadomiłam Sobie że przez ten czas kiedy nie widziałam się z Harrym tęskniłam za nim całym sercem, i martwiłam się o niego tak samo jak on o mnie. Byłam tutaj już za długo, i natłok emocji nie pozwalał mi tam zostać. Powiedziałam tylko ciche "poczekam przed bramą" i poszłam w stronę wyjścia. Czekała nas poważna rozmowa, która bardzo mogła zmienić nasze relacje. Nie musiałam długo czekać i pojawił się Harry. Szliśmy w stronę domu przez chwilę w ciszy.
-Mogę wiedzieć gdzie byłaś?-wyczułam zdenerwowanie w jego głosie. 
-Harry ja... ja przepraszam. Wiem że znikłam z dnia na dzień, ale nie mogłam się pozbierać, to było dla mnie za dużo, musiałam to przemyśleć.
-Gdzie byłaś?- powtórzył pytanie, wiedziałam że chciał wiedzieć.
-U przyjaciółki.
-Zoe, nie kłam. Nie myślisz chyba że Cię nie szukałem. Byłem wszędzie, u każdej twojej znajomej, rodziny. Bez skutku.-powiedział spokojnie, wiedziałam że nie chciał żeby nasza rozmowa zmieniła się w kłótnie.
-Byłam... byłam u babci. Wiedziałam że nic o niej nie wiesz, więc tam nie przyjedziesz.
-O taką odpowiedź mi chodziło.-zobaczyłam uśmiech na jego twarzy.- mam nadzieje, że nic się nie stało? Cholernie się martwiłem.
-Nie, nie musisz się bać. No, jedynie przekarmienie wchodzi w grę.-po tych słowach oboje zaczęliśmy się śmiać, dogadywaliśmy się świetnie. 
-Zoe, mam pytanie... przemyślałaś wszystko? Nie musisz odpowiadać. Mianowicie chodzi mi o to, czy wracasz już do domu.-na te słowa bardzo się ucieszyłam. 'Czy wracasz już do domu'- co miał na myśli mówiąc domu? Miał na myśli swój dom, czy już nasz dom?
-Tak Harry, muszę tylko jechać po ciuchy. 
-Strasznie się ciesze.-tak szliśmy, rozmawialiśmy, śmialiśmy się i uśmiech nie znikał nam z twarzy. Bardzo fajne uczucie po tak długiej przerwie. Nawet nie zauważyłam kiedy byliśmy na miejscu, w końcu od cmentarza był spory kawałek. Weszliśmy do środka, czułam czyjąś obecność. Nie myliłam się, zauważyłam jak z salonu wychodzi jakiś chłopak. To był Josh. Nie miałam nic do niego, wydawał się bardzo sympatyczny.
-O, kogo ja tu widzę! Cześć Zoe.-powiedział z wielkim uśmiechem na twarzy. W końcu poczułam się jak w domu. 

3 komentarze:

  1. slodkie,piekne,genialne... *w*

    pozdrawiam Wigi

    http://themoordeath.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. piękny piękny cudowny brak słów :) ciesze się że w końcu Harry ją znalazł i widzę że coś ich łączy czekam na następny :) i zapraszam do mnie :) http://one-life-one-chance-onedirection.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń