czwartek, 27 lutego 2014

Rozdział 3

-Na mnie już chyba pora- powiedział brunet- trzymaj się, pamiętaj zawsze możesz na mnie liczyć. 
Widziałam tylko jak odchodzi, nadal siedziałam na ławce i teraz miałam dużo do przemyślenia. Dlaczego Zu mi o tym wszystkim nie powiedziała? Skąd wiedziała że zginie? Nie mogła tego wiedzieć. Nie mogę Sobie wyobrazić jak bardzo wtedy cierpiała. Naglę wstałam i poszłam w stronę domu. 
-Zoe gdzie byłaś?- usłyszałam z kuchni
-Poszłam się przejść.-musiałam coś powiedzieć. Nie powiedziałabym, że dowiedziałam się o "samobójczych" (jeżeli tak można to określić...) planach mojej przyjaciółki. 
-Kolacja już gotowa, jedz.
-Dzięki mamo, ale nie mam ochoty.
-Kochanie proszę Cię nie możesz się głodzić.
-Przepraszam, zjem później.-powiedziałam i poszłam do pokoju.
Wzięłam kąpiel, ubrałam się w piżamę i położyłam do spania. Obracałam się z boku na bok- nie mogłam usnąć. Cały czas zastanawiałam się nad tym co się zdarzyło. Dlaczego Harry powiedział mi o tym dopiero teraz? Czemu zawsze ja musiałam dowiadywać się o wszystkim ostatnia? Zu na to nie zasługiwała... Była wspaniała. 

***

Promienie słoneczne prześwitujące przez okno świeciły na moją twarz. Od razu się obudziłam, ta piękna pogoda zmuszała mnie do wyjścia z domu i pójścia biegać. Do szkoły miałam dopiero na 9, a do tego był piątek, więc myślę że mogłam Sobie na to pozwolić. Biegłam przed Siebie, mimo wczesnej pory było ciepło, miło było patrzeć na otaczającą mnie przyrodę. Na chwilę zapomniałam o tym co się stało. Nie wiedziałam nawet gdzie jestem, biegłam leśną dróżką przed Siebie, było przepięknie. Znałam to miejsce, sama nie wiem skąd. Dobiegłam w końcu do rozwidlenia drogi. Na jednym końcu stał piękny dom z wielkim ogrodem. Pobiegłam w tamtą stronę, nie wiem dlaczego. Widziałam tylko stojące na parceli auto, nic poza tym. Nie słyszałam nic poza śpiewem ptaków. Dobiegłam do bramy tuż przy pięknym domu. Ktoś naglę wyszedł. Był ubrany w rurki i szarą bokserkę, na nogach miał conversy. To był Harry. W jednej ręce trzymał gitarę, a w drugiej plecak, w którym (jak mi się wydawało) były książki.
-Harry?-powiedziałam jakby sama do Siebie.
-O cześć Zoe, co ty tu robisz?- widziałam jego szczery uśmiech i piękne niebieskie oczy.
-Szczerze to nie wiem. Biegłam, i nagle znalazłam się w środku lasu, nawet zapomniałam że tu mieszkasz... Idziesz gdzieś?
-Nie idę, raczej jadę.- znowu zobaczyłam jego uśmiech.- a ty, podwieźć Cię? 
Stałam chwilę i myślałam co odpowiedzieć, kompletnie mnie zamurowało kiedy to powiedział, myślałam że pomiędzy nami nadal wisi topór wojenny. 
-Nie powinnam.
-Dlaczego?-zaśmiał się, właśnie to mnie w nim irytowało. Nie potrafił zachować powagi, dla innych byłoby to urocze, ale nie dla mnie.- przecież znamy się od dawna, chyba możesz mi zaufać, nie?
Znowu jego słowa docierały do mnie w zwolnionym tępię, po chwili otrząsnęłam się i odpowiedziałam.
-Jeśli tak bardzo chcesz, w sumie masz rację. 
Widziałam jak wsiada do auta, poczekałam chwilę po czym usłyszałam dźwięk zapalanego silnika. Brunet wyjechał za bramę i wysiadł, po czym otworzył drzwi od strony pasażera. Z moich ust dało się usłyszeć tylko ciche dziękuje, po czym wsiadłam. Czekałam na niego chwilkę, usłyszałam jak drzwi się otwierają, nie musiałam długo czekać. Chwilkę po tym odjechaliśmy. Dokładnie wiedział gdzie mieszkam. Większą część drogi myślałam o tym po co była mu gitara, nigdy nie widziałam jak grał. Nigdy nie widziałam go tak miłego i troskliwego. Nie mógł mi zamydlić oczu, nie dałabym się, za dużo wycierpiałam. Myśli nie dawały mi spokoju. Nagłą ciszę przerwał donośny głos chłopaka.
-Zoe, wszystko ok? 
-Tak tak...
-Nie no, tak pytam bo stoimy pod twoim domem już pięć minut i tak nic nie mówisz.-znowu zauważyłam jego uśmiech. Otwarłam drzwi, wzięłam butelkę z wodą po czym podziękowałam za podwózkę i poszłam w stronę domu. Miałam sporo czasu, była dopiero ósma. Jak zawsze poszłam do Siebie do pokoju, ubrałam się, po czym szybko pożegnałam się z rodzicami i ruszyłam na autobus. Można nawet powiedzieć że wybiegłam. Była już 8:30 a ja nadal myślałam że zdążę. Moja wyobraźnia platała mi figle, za dużo nad tym wszystkim myślałam. Biegłam ile tchu w nogach, ale nie zdążyłam. Kiedy byłam na przystanku autobus już odjeżdżał. Przeklnęłam cicho w duchu, po czym usiadłam na przystanku chowając głowę w ręce.
-Widzę że nie tylko ja zaliczę dzisiaj spóźnienie.-odezwał się cicho jakiś nieznany mi głos. Widziałam uśmiech na jego twarzy, czy oni wszyscy byli tacy sami?
-Najwyraźniej... znamy się?-zapytałam jakbym chciała go zabić.
-Jestem nowy. Tak właściwie, możesz mi mówić Jack.-nagle wszystko zrozumiałam, to ten nowy który doszedł poprzedniego dnia do naszej klasy.
-Zoe- wstałam po czym podałam przyjaźnie rękę i zaczęliśmy iść w stronę szkoły.
Nie zwracałam na niego uwagi, wydawał się miły i uroczy. Wiem jedno- był strasznie przystojny. Na jego głowie była burza niesfornych loków. Jego oczy były koloru zielonego, był bardzo wysoki, i coś co bardzo przyciągnęło moją uwagę- rozmiar buta.
-Numer 45,jakby Cię to interesowało-zaśmiał się, a ja cała zrobiłam się czerwona, już nawet na niego nie patrzyłam. Szliśmy w ciszy, po czym nagle wpadła mi pewna myśl do głowy.
-Czemu się przeprowadziłeś?-zapytałam bardzo cicho, nadal się wstydziłam, nie zawsze miałam do czynienia z takimi chłopakami jak on.
-To z powodu rodziców, tata pracuje tutaj niedaleko, nie opłacało mu się dojeżdżać a mieszkaliśmy spory kawałek drogi. A ty, od dawna tu mieszkasz?
-Rozumiem. Można powiedzieć że od urodzenia. 
-No bo... widzisz ja za bardzo nie wiem gdzie co tutaj jest, co powiesz na oprowadzenie mnie po okolicy?- poczułam lekki dreszczyk emocji przepływający po moim ciele. 
-Powiem szczerze, że miałam to zaproponować.-przeklnęłam w duszy, co ja w ogóle robię? poznaliśmy się dobre 5 minut temu a ja już umawiam się z jakimś chłopakiem na randkę...
Tak szliśmy i szliśmy, wcale się nie śpiesząc. Rozmawialiśmy o wszystkim, a zarazem o niczym. Nieśmiałość przeminęła. Minęła godzina, spóźniliśmy się na lekcje. Weszliśmy do szkoły, oczywiście wzrok wszystkich skierował się na nas. Był tam też Harry. Jack uśmiechnął się do mnie i poszedł w inną stronę. Rozłączyliśmy się, po czym podeszłam do szafki żeby odłożyć Swoje rzeczy. O szafki opierał się Harry.
-Co powiesz na podwózkę dzisiaj po szkole?
-No mogę się zgodzić, chociaż nie wiem, nie wiem...-jezu co ja wogólę robię? to był ON. To był Harry. Chyba wpadłam w wir marzeń spędzając dość dużo czasu z Jackiem i zapomniałam z kim rozmawiam... Wyjęłam rzeczy z szafki i poszłam szybkim tempem w stronę klasy w której miałam lekcje. Usłyszałam za Sobą tylko głośny krzyk "będę czekał pod szkołą". Dziewczyny już stały pod klasą, byłam zadowolona że je widzę.
-Wszystko wiemy, spóźniłaś się na autobus, pewnie dlatego weszłaś do szkoły z tym przystojniakiem?- rzuciły w moją stronę po czym szybko zaczęłyśmy się śmiać.
-To był przypadek, ale wydaje się bardzo miły.
Naszą krótką pogawędkę przerwał dzwonek na lekcję. Wszyscy weszliśmy do klasy, zaraz za nami wychowawczyni. 
-Witam. Na sam początek chciałam powiadomić was o olimpiadzie- zaczęła nie odkładając nawet Swoich rzeczy- mianowicie wybieramy najlepszych uczniów, którzy dobierają się w pary i razem uczestniczą w Olimpiadzie.-wiedziałam kogo wybierze, byłam najlepsza z klasy...- Zoe i Harry, od dzisiaj w bibliotece możecie się douczać. Będą tam dla was przygotowane materiały które macie opanować.-Kurwa, świetnie. Po prostu skaczę z radości na samą myśl współpracy z nim...

***

Dobiegała ostatnia lekcja, kiedy nagle rozległ się dzwonek, wiedziałam co mnie czeka. Nie wiem dlaczego, ale nadal żal do niego gotował się we mnie i nie mogłam mu wybaczyć. Wyszłam z klasy i udałam się w stronę biblioteki, chciałam żeby to wszystko się już skończyło. Nagle ktoś chwycił mnie za nadgarstek i przyciągnął do Siebie.
-Zoe, chciałem się tylko pożegnać i zapytać czy propozycja nadal aktualna?- Jack. Dopiero teraz zauważyłam jego piękne oczy. 
-Jasne że tak, tylko widzisz muszę zostać z tym debilem godzinę po lekcjach... ale zaraz po tym na pewno znajdę czas. 
Naglę poczułam jak ktoś wyjmuję z mojej kieszeni telefon. Loczek zaczął coś wpisywać, i naglę usłyszałam dźwięk jego komórki.
-Super, jesteśmy umówieni-widziałam tylko jak odchodzi, stałam jak wryta. Odwrócił się nagle i posłał mi całuska, ja kompletnie odpłynęłam. Nagle ocknęłam się, i ruszyłam w stronę biblioteki. Uchyliłam drzwi które tam prowadziły, Harry już siedział przed stosem książek wgapiony w telefon. 
-Siadaj- uśmiechnął się i pokazał ręką na krzesło obok niego.
Podeszłam, odłożyłam torbę pełną książek i usiadłam, od razu biorąc do ręki jedną z książek. Nagle usłyszałam że ktoś wszedł do pomieszczenia, oprócz nas dotąd nie było tam nikogo.
-Kochani, muszę lecieć coś załatwić, więc mam prośbę, moglibyście po nauce zamknąć bibliotekę i oddać kluczę do sekretariatu?
-Jasne-odpowiedzieliśmy jednym tchem, po czym pani Danny weszła do środka położyła kluczę koło na i wyszła. 
-To co, za co się bierzemy?-zapytał ochoczo Harry. Jakoś nie miałam tak dobrego humoru jak on.
-No nie wiem, może najpierw spróbujmy wszystko po kolei przeczytać- przerwał mi  w połowie- Zoe, mam pytanie. Chce wiedzieć czy zgadzasz się żebym odwiózł Cię do domu, tylko to chcę wiedzieć.- powiedział coraz ciszej mówiąc ostatnie słowa, jakby wiedział co o tym myślę. Zrobiło mi się go trochę żal, do teraz pamiętam jak płakał tamtego wieczoru, był zagubiony.
-Ale to tylko podwózka- na mojej twarzy pojawił się wymuszony uśmiech po czym kontynuowałam- tak więc, ja wezmę jedną książkę a ty drugą, przeczytamy po jednym rozdziale- i nagle coś poczułam. Poczułam jego rękę na Swoich udach. Nie wytrzymałam, wszystkie wspomnienia wróciły. 
-Harry, kurwa przestań! Co ty robisz?- zaczęłam krzyczeć.
-Przepraszam...
-Masz za co przepraszać.
-Za wszystko co zrobiłem.
-Wiesz chociaż co teraz czuje? Myślę że nie wiesz, powtarzałam Ci już to, przy Tobie wszystkie wspomnienia wracają, mam dosyć, mam ochotę zamknąć się w ciemnym pokoju i już nigdy nie wychodzić, rozumiesz?
-Wolisz kiedy on Cię dotyka, rozumiem.-wyszeptał mi do ucha. Nie da się opisać tewgo co wtedy czułam.
-Co ty Sobie myślisz? Zazdrosny? Bo co, bo chce ułożyć Sobie w końcu życie, i mimo ogromnej dziury w sercu żyć dalej? Zapomnieć o Tobie i o tym jakim jesteś skurwysynem?-zaczęłam krzyczeć coraz głośniej, już nad Sobą nie panowałam. Wstałam, moje zaszklone oczy patrzyły prosto na niego.
-Nie wiem co ty myślisz, nie wiem co Sobie uroiłaś- mówił cichym głosem po czym zaraz wybuchł. Wstał, przywarł mnie Swoimi silnymi rękami mocno do ściany i zaczął krzyczeć. Strasznie się bałam, miał nade mną sporą przewagę. Moje serce zaczęło mocniej bić, wiedziałam że to czuje- Nie zauważyłaś że wszyscy chcą dla Ciebie jak najlepiej? Nie zauważyłaś że Zu wszystko to zaplanowała tylko dlatego, żebyś była bezpieczna? Że umarła dla Ciebie? Tylko dlatego że w jej życiu pojawił się ten dupek?-widziałam jak w jego oczach zbierają się łzy- Kurwa czy ty nie rozumiesz, że ona kazała mi Cię pilnować, dlatego to robię? Nie przyszło Ci to do głowy? Pewnie myślisz dlaczego teraz co? Chciałem Ci to wyjaśnić na spokojnie, ale się nie da, bo tylko wydaję jakiś ruch w Twoją stronę ty już zaczynasz, że jesteś pokrzywdzoną dziewczynką nie umiejącą się pozbierać. -jeszcze go takiego nie widziałam, zamienił się w demona, nie wiem co w niego wstąpiło, ale czułam straszny ból kiedy wypowiadał każde słowo- Myślisz że co ja czuje? Myślisz, że nie płacze każdej jebanej nocy, krztusząc się łzami, i nie wiedząc co mam ze Sobą zrobić? Ona nie zrobiła tego dla mnie, zrobiła to dla Ciebie, nie rozumiesz? Kochała Cię najmocniej, jak siostrę. Nawet po jej śmierci kazała mi Cię chronić. Zostawiła na ziemi małego obrońcę, i uwierz że zrobię wszystko, kurwa wszystko żeby nie stała Ci się krzywda, rozumiesz?-widziałam lejące się łzy z jego oczu, nigdy nie widziałam go tak bezbronnego a za razem wściekłego.
-T...tak-odpowiedziałam po chwili, Harry spuścił głowę na dół, i odczepił mnie od ściany. On to robił dla niej, nawet po śmierci traktował ją jak Swoją królewnę. Była dla niego jak anioł stróż, ale mimo wszystko musiał jej słuchać. On bronił tego co było dla niej najważniejsze, a ona tego co było najważniejsze dla niego. Dopiero teraz to zrozumiałam.
-Możemy wrócić do nauki-powiedział brunet bardzo obojętnie, bez uczuciowo. Na jego twarzy nie widniało nic z czego mogłabym wyczytać że jest smutny, przygnębiony czy szczęśliwy. Był obojętny. Wzięliśmy się za czytanie, tak jak ustaliliśmy. Nie mogłam się skupić, cały czas o myślałam o tym co się tu przed chwilą stało. Z demona przemienił się na bezbronnego chłopca który nie wie co ma zrobić ze Swoim życiem.
-Przepraszam Harry. Przepraszam za to ja się zachowałam. Nie wiem co wtedy myślałam.-Patrzałam na stertę książek leżących przede mną. Kątem oka widziałam jak płaczę, mimo wszystko.
-Nie Zoe, ja po prostu musiałem odreagować. Musimy Sobie jeszcze wiele przemyśleć, i... wiele Sobie powiedzieć. -Szczerze? Nie miałam pojęcia o czym mówił. Nadal był bez kompletnego ducha w Sobie, widziałam tylko jak kantem ust się uśmiecha, chyba to co powiedział nawet jego trochę rozśmieszyło, nigdy nie rozmawialiśmy na poważnie.
-To znaczy? O czym?-powiedziałam po czym zamilkłam.
-Widzisz Zoe, ja wiem, że to co powiem mogłoby się zdawać dziwne, ale muszę Ci to w końcu powiedzieć. Nie teraz to kiedy, prawda? A więc, wiem że zastanawiasz się pewnie dlaczego tak późno podarowałem Ci ten list. Ja po prostu wiedziałem, że jesteś w wielkim szoku po tym co się stało, a do tego nie będziesz chciała mi wierzyć.-był cały czas zalany łzami, to działało na mnie kojąco, miałam pewność że nie skoczy na mnie z rękami tak jak przed chwilą.-Chciałem być pewny że jesteś gotowa, chociaż w małym stopniu. Prostsze byłoby wogólę Ci go nie dawać, ale prędzej czy później i tak musiałbym Ci o wszystkim powiedzieć, więc wolałem żeby odbyło się to w ten a nie inny sposób. Powtórzę jeszcze raz. Bo widzisz Zoe, ja wiedziałem że on będzie tam tamtego wieczoru. Zu wszystko mi powiedziała. Chciałem go zniszczyć, ale się nie dał, musiałem za nią lecieć, puki jeszcze miałem szansę ją uratować. Jestem twoim obrońcą, przydzielonym przez tego anioła. Przez tą osobę, która zawsze będzie znaczyła dla mnie więcej niż ktokolwiek inny. Mam Cię na oku przez cały czas, chyba to zauważyłaś. No cóż, chyba tyle chciałem powiedzieć...-nadal widziałam jak płacze, widziałam ile kosztuje go wracanie do tamtych chwil-i proszę, nie martw się o mnie, ja dam radę, teraz to ty jesteś moim czułym punktem.-Na te słowa wzdrgnęłam się. Nie wiedziałam, że kocha ją aż tak bardzo. Wszystkie moje poprzednie obawy co do niego znikły w jedną chwilę, on był ideałem faceta, mógłby nawet oddać za nią życie, ale nie zdążył... Nagle ocknęłam się i szybko popatrzyłam na zegarek.
-Harry muszę już iść.
-Umówiłaś się z kimś?-widziałam tylko jak podniósł głowę do góry i spojrzał na mnie.
-Tak widzisz... 
-Nie musisz mówić, nie pozwolę Ci iść.-po tych słowach się we mnie zagotowało. Nie wiedziałam co zrobić.
-Zoe, on jest znajomym Chrisa. Co jeśli coś Ci zrobi? Znam go bardzo dobrze, wiem jaki jest.
-Ale Harry, nie możesz mnie ograniczać!
-Dobrze, pozwolę Ci iść, pod jednym warunkiem. Powiesz mi gdzie idziesz, i o której wrócisz do domu. A.. i jeszcze jedno. Cały czas będziesz przy telefonie.-Na te słowa poczułam bijącą od niego opiekuńczość. Martwił się o mnie w każdej chwili...
-Dobrze-uśmiechnęłam się, po czym zaczęłam mówić-może odwieziesz mnie już do domu?-na te słowa brunet kiwnął głową na zgodę, wstał, wziął kluczę, zamknął bibliotekę, i razem poszliśmy w stronę auta. To wszystko działo się tak szybko. Harry nigdy nie zapominał o swojej obietnicy, nawet kiedy wsiadałam do auta musiał otworzyć mi drzwi. Jechaliśmy w ciszy, każdy z nas analizował to co się przed chwilą stało. Kiedy dojechaliśmy pod dom, Harry nagle przerwał trwającą ciszę.
-Jesteśmy. Tylko pamiętaj o naszej umowie Zoe.-powiedział z drżącym głosem, martwił się.
-Oj pamiętam, pamiętam-uśmiechnęłam się w jego stronę po czym odpięłam pas. Nie wiedziałam jak mu za to wszystko podziękować. Chwyciłam go za policzko, odwróciłam twarz w moją stronę i dałam siarczystego buziaka w usta. Widziałam jak na jego twarzy pojawia się uśmiech. Otwarłam drzwi, i jeszcze przed wyjściem krzyknęłam szybkie 'dziękuje za wszystko, do zobaczenia.'

środa, 26 lutego 2014

Rozdział 2

Nagle się ocknęłam. Niestety to co zobaczyłam mnie przeraziło. Leżałam na torsie Harrego. Całe życie przeleciało mi przed oczami, co się stało, dlaczego on mnie trzyma, czemu wokół mnie stoi praktycznie cała klasa?
-Zoe, zemdlałaś. Może pójdziesz do domu i odpoczniesz, oczywiście wpisze Ci zwolnienie.-powiedziała pani Laura, która też tam była.
-Nie, nie trzeba.-Nagle poczułam silny ból głowy.
-Na pewno? Źle wyglądasz, idź do domu. Kto jest chętny ją odprowadzić?
Nagle zobaczyłam jak jakaś ręka unosi się w górę. To był Harry, co on wogóle robił?
-Nie! z nim nie pójdę-zaczęłam krzyczeć
-Zoe, proszę Cię, nie możesz wrócić do domu sama, coś może Ci się stać, a jeśli nie możemy zadzwonić po rodziców.
Nie, takiego wyjścia nie było. Moi rodzice byli w pracy, nie było sensu wzywać ich po coś takiego.
-Chodźmy.-odezwałam się po czym wyszłam z klasy.
Od razu poszłam po rzeczy wcześniej zostawione w szafce, i nie patrząc na Harrego wyszłam ze szkoły. Widziałam jak przyśpieszył tępo i zaraz znalazł się koło mnie. Nie poszłam na autobus, nie wiem dlaczego, o wiele szybciej by poszło. Zapadła cisza, bardzo mnie to irytowało, kiedyś potrafiliśmy rozmawiać cały czas. 
-Jak się czujesz?- zapytał.
W tym momencie stanęłam jak wryta, jego pytanie bardzo mną zagotowało, czułam się jakbym zaraz miała wybuchnąć.
-Jak się czuje? Pytasz się jak się czuje? Dokładnie 11 miesięcy i 15 dni nie czuje nic oprócz smutku i żalu.-zaczęłam krzyczeć jak najgłośniej mogłam, moje oczy były zalane łzami- Wiesz co się wtedy stało? Nie wiesz? Zoe, Zoe odeszła. Nie ma jej, dzięki komu? Dzięki komu, pytam się! Gdyby nie ty, dupku byłaby tu z nami, byłaby szczęśliwa. Moje myśli przepełniają wspomnienia, to co było i nie wróci, to co Zoe musiała czuć kiedy wsiadła do auta i zginęła. Mam powiedzieć co o Tobie myśle? Jesteś śmieciem. Bezużyteczną osobą mającą zero uczuć, nie czujesz żalu, nie czujesz skruchy po tym co się stało. Masz to ewidentnie w dupie.Wolałabym, żebyś to ty wtedy zginął, nie Zoe. Żebyś to ty czuł co ona.-płakałam bez opamiętania- tak, dupku czekałam te 12 miesięcy żeby Ci to powiedzieć, sam się o to prosisz. Chciałeś to usłyszeć? Nie? Zoe też nie chciała żebyś ją ranił, nie chciała żebyś pił, mówiła że się zmieniłeś. Ja w to nie wierzyłam od początku, taki ktoś jak ty się nie zmienia, takie osoby się nie zmieniają. 
Ale dlaczego... Dlaczego tak bardzo ją zraniłeś...-zaczęłam mówić coraz ciszej po czym znowu wybuchłam krzykiem.- Mam dosyć tego co czuje, od tego dnia ani razu na mojej twarzy nie pojawił się uśmiech.-Opanowałam się i zaczęłam biec w stronę domu, nie chciałam już na niego patrzeć. On stał, stał jak wryty. Chyba wtedy to do niego dotarło, dotarło co zrobił. Wbiegłam do domu cała zalana łzami i obrazu wbiegłam do pokoju, zamknęłam drzwi, usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać.
-Dlaczego on się tak zachowuje?- to pytanie nurtowało moje myśli. Przecież gdyby ją kochał, czułby jakąś skruchę. Ale nie, tu nie było nic. Nie uronił ani jednej łzy, był jak skała. Chciałam żeby poczuł się choć w małym stopniu tak jak ona. Zawsze między nami były dobre kontakty, ale to wszystko zmieniło się w jedną sekundę, wtedy go znienawidziłam. Nagle usłyszałam jak ktoś puka do moich drzwi.
-Skarbie wszystko dobrze?-usłyszałam głos mamy.
Otworzyłam drzwi i cała zapłakana rzuciłam się jej na szyje, widziała jak cierpiałam od 12 miesięcy, codziennie. To rozrywało jej serce, ale ja nie mogłam nic zrobić.
-Kochanie, uspokój się, proszę. Wytrzyj twarz i chodź na obiad.
Otarłam twarz i zeszłam na dół. Wszystko mi ją przypominało... Zjadłam, odłożyłam talerz i znowu poszłam do Siebie. Znowu siedziałam w tych czterech ścianach, sama, od tamtego momentu wogóle nie wychodziłam, kontynuowałam rozmyślanie. On był tajemniczy. Niby nie zachowywał się jak kiedyś, ale nie widać było żeby był smutny... Dźwięk telefonu wyrwał mnie z przemyśleń. To Harry, po co on do mnie pisze. 
-Co?-powiedziałam sama do Siebie. Nie wiedziałam o co chodzi, ale to chyba ważna sprawa, on nigdy do mnie nie pisał. Ubrałam się, spięłam włosy w kitkę i wyszłam. Szłam w stronę umówionego miejsca, to było niedaleko. Harry już tam siedział, po raz pierwszy widziałam jak płaczę.
-Siadaj-wskazał na huśtawkę obok niego. Widziałam że coś go nurtowało.-Pozwól że teraz ja powiem co o tym czuje. To wszystko co powiedziałaś było błędem. Kocham, kochałem i będę kochać Zu. Nie masz pojęcia jak bardzo. Ale nie to chciałem Ci powiedzieć. Tamtej nocy... kiedy to się stało pokłóciłem się z Zu. To prawda, ale to nie ja ją uderzyłem. To był Chris.-kiedy to usłyszałam oniemiałam, Chris... były chłopak Zu...-Nie myśl że nic nie zrobiłem. Wstrząłem bujkę, nie wiem skąd on się tam wziął, chyba wiedział że będziemy tam tamtego wieczoru. Ona... próbowała mnie od niego odciągnąć, bezskutecznie. Nie mogłem się opanować, nikt nie mógł tknąć mojej księżniczki. Widziałem tylko jak biegnie. Była cała popłakana, nie mogłem jej dogonić. Alkohol robił swoje. Zu wsiadła do auta, pojechała jakąś uliczką. Biegłem za nią cały czas, nie dogoniłem jej. Wybyłem szybę w jakimś aucie i jechałem, bez opamiętania. Nagle usłyszałem trzask. To Zu, ona... zginęła. Ja nie wiedziałem co zrobić, miałem ochotę się zabić, szedłem przed Siebie, było już bardzo późno a mnie wciąż nie było w domu. Cały czas płakałem, przed oczami miałem wszystkie nasze wspomnienia, te złe i te dobre. Nie, nadal się nie pozbierałem, wiem że to pytanie Cię nurtuje. Zoe, musisz mi uwierzyć, ona wiedziała że odejdzie. Wracając do domu, zobaczyłem list. List do Ciebie, z pożegnaniem. Nie bój się, nie czytałem go.- podał mi kopertę, a ja nie mogłam uwierzyć w to co się dzieje.-możesz przeczytać jeśli chcesz. Chyba już pora na mnie- wstał cały zapłakany, nie wiedziałam co zrobić. Rzuciłam się na niego, wtuliłam się w jego tors i waliłam z całej siły po plecach.- Zoe, uspokój się, proszę. Usiądź, i przeczytaj.
-Nie, nie dam rady...- powiedziałam jakby sama do Siebie
-Jeśli chcesz mogę zostać, możemy przeczytać go razem. Myślę, że wiesz że zawsze możesz na mnie liczyć.-Pokazał ręką na ławkę niedaleko- usiądź. 
Wyciągnęłam list i zaczęłam czytać. 

"Do Zoe.
         Teraz, kiedy to czytasz już mnie pewnie nie ma na tym świecie. Pewnie obwiniasz o to Siebie, albo Harrego. To nie wasza wina. To wspomnienia mnie nurtują. Chris- chłopak przez którego zginęli moi rodzice, straciłam dom, straciłam to co dla mnie najważniejsze. To nie jest ważne, w tym liście chciałabym się z Tobą pożegnać i podziękować za wszystko co dla mnie zrobiłaś. Nie dam rady zostać na tym świecie, ale wiem jedno-zawsze będę was kochać najmocniej. Dziękuje Ci za to co dla mnie zrobiłaś, za to że zawsze przy mnie byłaś i nie patrząc na moją przeszłość chciałaś przy mnie być. Za to co razem przeżyłyśmy. Przepraszam, bo wiem że byłam dla Ciebie kolejnym problemem, więc muszę odejść. Mam do Ciebie ostatnią prośbę. Wybacz Harremu, to nie jego wina, to nie przez niego się stało. Możesz mu ufać, to jedna z osób której powierzyłam wszystkie Swoje sekrety, zawsze będzie dla mnie kimś więcej. Chciałabym, żeby pomiędzy wami się ułożyło. Wiem, że pewnie będziesz nurtować się moją śmiercią, ale proszę Cię, zapomnij o tym co się stało, zobaczymy się jeszcze, tam w tym innym, lepszym świecie. Nie mówię żegnaj, mówię do zobaczenia.
Zuzanna.
P.S skarbie dopuść do Siebie jakiegoś przystojniaka! :) "

Na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech, mimo tego że moje serce biło jak opętane, a twarz była zalana łzami. 
-Ona Cię kocha, nie chce żebyś się tak zamartwiała Zoe.-usłyszałam głos chłopaka siedzącego obok mnie, kompletnie o nim zapomniałam.
-Nie, Harry. Ona kocha nas, nie mnie. Chce żebyśmy byli szczęśliwi.-ponownie wtuliłam się w Harrego i wyszeptałam tylko ciche 'przepraszam'.

wtorek, 25 lutego 2014

Rozdział 1

Wysoki szatyn o niebieskich oczach- każdy mógłby powiedzieć że jest ideałem. Tak jednak nie było. Nienawidziłam go, sama nie wiem dlaczego. Nie wzruszało mnie to co o mnie myślał, a myślał pewnie niebyt dobrze po tym jak go traktowałam. Zanim powiedzie "o co chodzi? dlaczego?"- posłuchajcie co mam do powiedzenia. Zacznę może od przedstawienia się. Jestem Zoe. Zoe Styles. Niziutka blondynka z głową w chmurach, szukająca celu w życiu. Mam dwie wspaniałe przyjaciółki (Julie i Jane), nigdy nie miałam chłopaka. Mieszkam na Wall Street razem z rodzicami. Mam psa, którego zawsze chciałam mieć, kocham zwierzęta. Moją pasją jest fotografia, uwielbiam też rysować i śpiewać. Dużo biegam. Mogę powiedzieć, że jest to moim urywnikiem w ciągu dnia. Przerwa od nauki, od szkoły od tych ponurych twarzy które muszę oglądać. Właśnie... nie powiedziałam jednego. Za szybko ufam ludziom. Jestem zdania, że kredyt zaufania można powierzyć ludziom tylko raz. Ludzie się nie zmieniają. Szczególnie Ci których znam. Ze szkoły znam każdego na wylot, wiem jacy są ludzie, wiele razy się na nich przejechałam. Szukam osoby który oderwie mnie od codziennej montoni, ale patrząc na ludzi którzy są wokół mnie, nic takiego się nie wydarzy. Co by tu jeszcze napisać? Hmm... może przejdę do konkretów. O kim mówiłam na początku? Chłopak podobający się każdej napalonej nastolatce, najprzystojniejszy w całej szkole, to fakt- ale według mnie nie zasługiwał na żadną dziewczynę na tej planecie. Dlaczego tak uważam? Moja... przyjaciółka. Tak właściwie, mogę powiedzieć. Ona nie żyje. Nie żyje dokładnie 11 miesięcy i 14 dni. Zginęła w wypadku. Chodziła z nim. Nie uważam, że źle ją traktował, ale to przez niego cierpiała, martwiła się o niego. Nie był typem faceta idealnego, miał wiele wad a jedną z nich była ta, że lubił wypić. Lubiał, i to często. Zuzanna- tak miała na imię. Długowłosa piękność o figurze o której każda z nas mogła tylko pomarzyć. Mówiła że jest ideałem, że się zmienił. Tamtego wieczoru przesadził. Schlał się, i ją uderzył, nie zapanował nad Sobą. Zu (tak ją nazywałam) była w szoku. Wsiadła do auta, i jedyne co zdążyła zrobić, to napisać sms`a z przeprosinami. Nie wiem za co, i nie wiem po co. 'Zoe, przepraszam za wszystko złe co wyrządziłam w twoim życiu, i dziękuje że zawsze przy mnie byłaś'. Zaraz po tym spanikowałam, dokładnie wiedziałam że tamtego wieczoru mają iść do klubu potańczyć. Nie zobaczyłyśmy się już. Ostatni raz widziałam ją ubraną w piękną suknie i ze zjawiskową fryzurą- taką ją zapamiętam.Wiecznie uśmiechniętą, cieszącą się życiem. Nie chce jej inaczej pamiętać, nie chce wyobrażać Sobie Zu popłakanej, nie wiedzącej co ma ze Sobą zrobić. Już nigdy się do niego nie odezwę, zawsze będę darzyła go taką nienawiścią jaką darze do teraz. Od 11 miesięcy muszę żyć z raną w sercu bez najbliższej mi osoby. Codziennie wstaje z nadzieją że może się zobaczymy, że jak co rano będzie czekać na mnie przed drzwiami i pobiegniemy na autobus. Tym razem pobiegnąć możemy tylko na cmentarz, i to nie my, tylko ja sama. Chodzę tam codziennie. Każdego dnia, ze łzami w oczach. Mam już dość, mam dość tej monotonii. 'Na zawsze razem'- takie było nasze motto. Zamierzam dotrzymać słowa, nigdy jej nie opuszczę, zawsze będę przy niej, nie ciałem, ale duszą, wiem że ona przy mnie też.

***

Pierwszy dzień szkoły, nie wiem jak wytrzymam, patrząc na te wszystkie twarze. Koniec wakacji zawsze był dla mnie udręką, ale nigdy aż tak. Tęsknie za Zu, cholernie za nią tęsknie. 
-Zoe, śniadanie!- ktoś zawołał z kuchni stawiając mnie na proste nogi. 
Umyłam się, wrzuciłam na Siebie przygotowane wcześniej ciuchy i zeszłam na dół. Śniadanie było już nałożone, wszyscy siedzieli przy stole.
-Cześć mamo, cześć tato-powiedziałam
Od tamtego momentu rzadko byłam wesoła, rzadko się uśmiechałam. Zjadłam śniadanie, pożegnałam się z rodzicami i poszłam w stronę drzwi wyjściowych. Marzeniami byłam w przeszłości, zazwyczaj Zu rzucała mi się na ramiona a ja odwzajemniałam uścisk i szłyśmy w stronę autobusu. Teraz robiłam to sama, wszystko sama. Co prawda była Julia i Jane, ale nikt nigdy nie zastąpi Zu. Była wyjątkowa i niepowtarzalna. 
Założyłam słuchawki, weszłam do autobusu w którym była masa ludzi z mojej szkoły, nawet On. Popatrzałam na niego, ale od razu odwróciłam wzrok w drugą stronę. Myślę, że nie żałował tego co się stało, nie miał uczuć, nie tęsknił za Zu. Nie powiedziałam nawet jak się nazywa. Szczerze? wolałabym nie wymieniać tego imienia, ale myślę że bez tego się nie obędzie. Miał na imię Harry. To słowo wprawiało mnie w dreszcze na całym ciele, wracały wspomnienia. Pamiętam jak potrafiła cały czas o nim gadać, pamiętam jak bardzo go kochała...

***

Byliśmy już przed szkołą, kiedy wszyscy wysiedli a ja odpłynęłam w świat marzeń, mój świat. Kiedy już ocknęłam się, wysiadłam a tuż przed szkołą czekały na mnie dziewczyny. Tylko one potrafiły poprawić mi humor. Weszłyśmy do szkoły, znowu to samo co 2 miesiące temu. Wszyscy zadowoleni, tylko nie ja. Zerkając do góry, zobaczyłam tablicę ogłoszeń z napiskiem 'Drużyna koszykarzy'. Widniało tam jego zdjęcie, nie wiem dlaczego, ale aż zacisnęłam zęby z gniewu. Nie powinien tam wisieć. Nie powinien tu być, nie powinien być szczęśliwy. Powinien zginąć za nią. Chciałabym, żeby to on przeżywał to co ona wtedy...
Każdy uczeń miał szafkę na przechowywanie swoich rzeczy, moja dotychczas była dzielona z Zu, ale teraz już nie wiem, czy będę miała ją sama, czy może kogoś mi przydzielą. Wyjęłam niepotrzebne książki i poszłam w stronę klasy, pierwsza była matma. Nie wiem dlaczego ale uwielbiałam tą panią, miała w Sobie taki promyczek który potrafił sprawić żeby na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Siedziałam sama. Mimo tego, że minęło już 11 miesięcy dalej czułam się sama, nawet w szkole, tak jakbym przyszła tu po raz pierwszy kiedy Zu nie było. Ciekawe kto zajmie jej miejsce. Miał dojść ktoś nowy, widziałam że pod klasą stała jakaś nieznana mi osoba, ale nie wiedziałam kto to. Lekcja szybko minęła, mogę powiedzieć że się nie nudziłam. Miałam wrażenie że Harry cały czas patrzy w moją stronę. Nienawidziłam jak się tak zachowywał, myślałam że zrozumiał, że nie wybaczę mu za nic w świecie. Następną lekcją była wychowawcza, mieliśmy dowiedzieć się co i jak w sprawie nowego ucznia, i omówić parę rzeczy jak to na początku roku szkolnego. 
-Może zacznijmy od tego- ktoś wszedł do klasy i przerwał szmer który unosił się po całej klasie- że się przywitamy po tak długiej nieobecności. Nie muszę się wam przedstawiać, chyba wszyscy dobrze mnie znacie- stanęła na środku klasy i zawołała do Siebie jakiegoś chłopaka siedzącego w drugiej ławce tuż za klasowymi kujonami.- To jest Jack. Mam nadzieje że miło go przywitacie, jest tutaj nowy. Hmm, już nawet wiem gdzie usiądziesz. Harry, zajmiesz miejsce- wstrzymała się na chwilę i ściszyła głos- Zuzanny. 
Nie mogłam w to uwierzyć. Nie będę koło niego siedzieć. Nie ma takiej opcji, nie zamierzam zastępować mojej najlepszej przyjaciółki kimś takim, wszyscy, tylko nie on. 
-A ty Jack usiądź koło Billa. 
Od razu posmutniałam, szatyn usiadł koło mnie bez słowa. 
Na przerwie podeszłam do pani Laury, była bardzo miła więc ją lubiłam.
-Mam pytanie
-Słucham- uśmiechnęła się 
-Widzi pani, do tych czas dzieliłam szafkę z Zu, nie wiem czy teraz mam szafkę sama, czy może ktoś zajmie jej miejsce? 
Mogłam nawet nie pytać, może by zapomniała. Zawołała Harrego, tego się obawiałam. 
-Harry, podejdź tu na chwilkę. Widzisz, mam prośbę, mógłbyś oddać Swoją szafkę Jackowi, a ty zajmiesz miejsce Zu? 
-Jasne- od razu na mojej twarzy było widać zdenerwowanie, nie wiedziałam jak opanować złość. Cały dzień nie odzywaliśmy się do Siebie, nie miałam ochoty nawet na niego patrzeć. Perfidnie zajął jej miejsce. Nie wiem, jak można być takim dupkiem, nie miał żadnych sprzeciwień. 
Na jednej z lekcji nawet nie słuchałam co mówi profesor, co do mnie nie pasowało. Można było powiedzieć, że byłam obecna ciałem, a dusza była gdzieś indziej. Znowu wspominałam, robiłam to cały czas. Co się ze mną dzieje? Nigdy taka nie byłam, to wszystko przez to co się stało. W klasie była duchota, jak to w lato. Nagle zawróciło mi się w głowie, i poczułam tylko jak ktoś mnie złapał.