czwartek, 27 lutego 2014

Rozdział 3

-Na mnie już chyba pora- powiedział brunet- trzymaj się, pamiętaj zawsze możesz na mnie liczyć. 
Widziałam tylko jak odchodzi, nadal siedziałam na ławce i teraz miałam dużo do przemyślenia. Dlaczego Zu mi o tym wszystkim nie powiedziała? Skąd wiedziała że zginie? Nie mogła tego wiedzieć. Nie mogę Sobie wyobrazić jak bardzo wtedy cierpiała. Naglę wstałam i poszłam w stronę domu. 
-Zoe gdzie byłaś?- usłyszałam z kuchni
-Poszłam się przejść.-musiałam coś powiedzieć. Nie powiedziałabym, że dowiedziałam się o "samobójczych" (jeżeli tak można to określić...) planach mojej przyjaciółki. 
-Kolacja już gotowa, jedz.
-Dzięki mamo, ale nie mam ochoty.
-Kochanie proszę Cię nie możesz się głodzić.
-Przepraszam, zjem później.-powiedziałam i poszłam do pokoju.
Wzięłam kąpiel, ubrałam się w piżamę i położyłam do spania. Obracałam się z boku na bok- nie mogłam usnąć. Cały czas zastanawiałam się nad tym co się zdarzyło. Dlaczego Harry powiedział mi o tym dopiero teraz? Czemu zawsze ja musiałam dowiadywać się o wszystkim ostatnia? Zu na to nie zasługiwała... Była wspaniała. 

***

Promienie słoneczne prześwitujące przez okno świeciły na moją twarz. Od razu się obudziłam, ta piękna pogoda zmuszała mnie do wyjścia z domu i pójścia biegać. Do szkoły miałam dopiero na 9, a do tego był piątek, więc myślę że mogłam Sobie na to pozwolić. Biegłam przed Siebie, mimo wczesnej pory było ciepło, miło było patrzeć na otaczającą mnie przyrodę. Na chwilę zapomniałam o tym co się stało. Nie wiedziałam nawet gdzie jestem, biegłam leśną dróżką przed Siebie, było przepięknie. Znałam to miejsce, sama nie wiem skąd. Dobiegłam w końcu do rozwidlenia drogi. Na jednym końcu stał piękny dom z wielkim ogrodem. Pobiegłam w tamtą stronę, nie wiem dlaczego. Widziałam tylko stojące na parceli auto, nic poza tym. Nie słyszałam nic poza śpiewem ptaków. Dobiegłam do bramy tuż przy pięknym domu. Ktoś naglę wyszedł. Był ubrany w rurki i szarą bokserkę, na nogach miał conversy. To był Harry. W jednej ręce trzymał gitarę, a w drugiej plecak, w którym (jak mi się wydawało) były książki.
-Harry?-powiedziałam jakby sama do Siebie.
-O cześć Zoe, co ty tu robisz?- widziałam jego szczery uśmiech i piękne niebieskie oczy.
-Szczerze to nie wiem. Biegłam, i nagle znalazłam się w środku lasu, nawet zapomniałam że tu mieszkasz... Idziesz gdzieś?
-Nie idę, raczej jadę.- znowu zobaczyłam jego uśmiech.- a ty, podwieźć Cię? 
Stałam chwilę i myślałam co odpowiedzieć, kompletnie mnie zamurowało kiedy to powiedział, myślałam że pomiędzy nami nadal wisi topór wojenny. 
-Nie powinnam.
-Dlaczego?-zaśmiał się, właśnie to mnie w nim irytowało. Nie potrafił zachować powagi, dla innych byłoby to urocze, ale nie dla mnie.- przecież znamy się od dawna, chyba możesz mi zaufać, nie?
Znowu jego słowa docierały do mnie w zwolnionym tępię, po chwili otrząsnęłam się i odpowiedziałam.
-Jeśli tak bardzo chcesz, w sumie masz rację. 
Widziałam jak wsiada do auta, poczekałam chwilę po czym usłyszałam dźwięk zapalanego silnika. Brunet wyjechał za bramę i wysiadł, po czym otworzył drzwi od strony pasażera. Z moich ust dało się usłyszeć tylko ciche dziękuje, po czym wsiadłam. Czekałam na niego chwilkę, usłyszałam jak drzwi się otwierają, nie musiałam długo czekać. Chwilkę po tym odjechaliśmy. Dokładnie wiedział gdzie mieszkam. Większą część drogi myślałam o tym po co była mu gitara, nigdy nie widziałam jak grał. Nigdy nie widziałam go tak miłego i troskliwego. Nie mógł mi zamydlić oczu, nie dałabym się, za dużo wycierpiałam. Myśli nie dawały mi spokoju. Nagłą ciszę przerwał donośny głos chłopaka.
-Zoe, wszystko ok? 
-Tak tak...
-Nie no, tak pytam bo stoimy pod twoim domem już pięć minut i tak nic nie mówisz.-znowu zauważyłam jego uśmiech. Otwarłam drzwi, wzięłam butelkę z wodą po czym podziękowałam za podwózkę i poszłam w stronę domu. Miałam sporo czasu, była dopiero ósma. Jak zawsze poszłam do Siebie do pokoju, ubrałam się, po czym szybko pożegnałam się z rodzicami i ruszyłam na autobus. Można nawet powiedzieć że wybiegłam. Była już 8:30 a ja nadal myślałam że zdążę. Moja wyobraźnia platała mi figle, za dużo nad tym wszystkim myślałam. Biegłam ile tchu w nogach, ale nie zdążyłam. Kiedy byłam na przystanku autobus już odjeżdżał. Przeklnęłam cicho w duchu, po czym usiadłam na przystanku chowając głowę w ręce.
-Widzę że nie tylko ja zaliczę dzisiaj spóźnienie.-odezwał się cicho jakiś nieznany mi głos. Widziałam uśmiech na jego twarzy, czy oni wszyscy byli tacy sami?
-Najwyraźniej... znamy się?-zapytałam jakbym chciała go zabić.
-Jestem nowy. Tak właściwie, możesz mi mówić Jack.-nagle wszystko zrozumiałam, to ten nowy który doszedł poprzedniego dnia do naszej klasy.
-Zoe- wstałam po czym podałam przyjaźnie rękę i zaczęliśmy iść w stronę szkoły.
Nie zwracałam na niego uwagi, wydawał się miły i uroczy. Wiem jedno- był strasznie przystojny. Na jego głowie była burza niesfornych loków. Jego oczy były koloru zielonego, był bardzo wysoki, i coś co bardzo przyciągnęło moją uwagę- rozmiar buta.
-Numer 45,jakby Cię to interesowało-zaśmiał się, a ja cała zrobiłam się czerwona, już nawet na niego nie patrzyłam. Szliśmy w ciszy, po czym nagle wpadła mi pewna myśl do głowy.
-Czemu się przeprowadziłeś?-zapytałam bardzo cicho, nadal się wstydziłam, nie zawsze miałam do czynienia z takimi chłopakami jak on.
-To z powodu rodziców, tata pracuje tutaj niedaleko, nie opłacało mu się dojeżdżać a mieszkaliśmy spory kawałek drogi. A ty, od dawna tu mieszkasz?
-Rozumiem. Można powiedzieć że od urodzenia. 
-No bo... widzisz ja za bardzo nie wiem gdzie co tutaj jest, co powiesz na oprowadzenie mnie po okolicy?- poczułam lekki dreszczyk emocji przepływający po moim ciele. 
-Powiem szczerze, że miałam to zaproponować.-przeklnęłam w duszy, co ja w ogóle robię? poznaliśmy się dobre 5 minut temu a ja już umawiam się z jakimś chłopakiem na randkę...
Tak szliśmy i szliśmy, wcale się nie śpiesząc. Rozmawialiśmy o wszystkim, a zarazem o niczym. Nieśmiałość przeminęła. Minęła godzina, spóźniliśmy się na lekcje. Weszliśmy do szkoły, oczywiście wzrok wszystkich skierował się na nas. Był tam też Harry. Jack uśmiechnął się do mnie i poszedł w inną stronę. Rozłączyliśmy się, po czym podeszłam do szafki żeby odłożyć Swoje rzeczy. O szafki opierał się Harry.
-Co powiesz na podwózkę dzisiaj po szkole?
-No mogę się zgodzić, chociaż nie wiem, nie wiem...-jezu co ja wogólę robię? to był ON. To był Harry. Chyba wpadłam w wir marzeń spędzając dość dużo czasu z Jackiem i zapomniałam z kim rozmawiam... Wyjęłam rzeczy z szafki i poszłam szybkim tempem w stronę klasy w której miałam lekcje. Usłyszałam za Sobą tylko głośny krzyk "będę czekał pod szkołą". Dziewczyny już stały pod klasą, byłam zadowolona że je widzę.
-Wszystko wiemy, spóźniłaś się na autobus, pewnie dlatego weszłaś do szkoły z tym przystojniakiem?- rzuciły w moją stronę po czym szybko zaczęłyśmy się śmiać.
-To był przypadek, ale wydaje się bardzo miły.
Naszą krótką pogawędkę przerwał dzwonek na lekcję. Wszyscy weszliśmy do klasy, zaraz za nami wychowawczyni. 
-Witam. Na sam początek chciałam powiadomić was o olimpiadzie- zaczęła nie odkładając nawet Swoich rzeczy- mianowicie wybieramy najlepszych uczniów, którzy dobierają się w pary i razem uczestniczą w Olimpiadzie.-wiedziałam kogo wybierze, byłam najlepsza z klasy...- Zoe i Harry, od dzisiaj w bibliotece możecie się douczać. Będą tam dla was przygotowane materiały które macie opanować.-Kurwa, świetnie. Po prostu skaczę z radości na samą myśl współpracy z nim...

***

Dobiegała ostatnia lekcja, kiedy nagle rozległ się dzwonek, wiedziałam co mnie czeka. Nie wiem dlaczego, ale nadal żal do niego gotował się we mnie i nie mogłam mu wybaczyć. Wyszłam z klasy i udałam się w stronę biblioteki, chciałam żeby to wszystko się już skończyło. Nagle ktoś chwycił mnie za nadgarstek i przyciągnął do Siebie.
-Zoe, chciałem się tylko pożegnać i zapytać czy propozycja nadal aktualna?- Jack. Dopiero teraz zauważyłam jego piękne oczy. 
-Jasne że tak, tylko widzisz muszę zostać z tym debilem godzinę po lekcjach... ale zaraz po tym na pewno znajdę czas. 
Naglę poczułam jak ktoś wyjmuję z mojej kieszeni telefon. Loczek zaczął coś wpisywać, i naglę usłyszałam dźwięk jego komórki.
-Super, jesteśmy umówieni-widziałam tylko jak odchodzi, stałam jak wryta. Odwrócił się nagle i posłał mi całuska, ja kompletnie odpłynęłam. Nagle ocknęłam się, i ruszyłam w stronę biblioteki. Uchyliłam drzwi które tam prowadziły, Harry już siedział przed stosem książek wgapiony w telefon. 
-Siadaj- uśmiechnął się i pokazał ręką na krzesło obok niego.
Podeszłam, odłożyłam torbę pełną książek i usiadłam, od razu biorąc do ręki jedną z książek. Nagle usłyszałam że ktoś wszedł do pomieszczenia, oprócz nas dotąd nie było tam nikogo.
-Kochani, muszę lecieć coś załatwić, więc mam prośbę, moglibyście po nauce zamknąć bibliotekę i oddać kluczę do sekretariatu?
-Jasne-odpowiedzieliśmy jednym tchem, po czym pani Danny weszła do środka położyła kluczę koło na i wyszła. 
-To co, za co się bierzemy?-zapytał ochoczo Harry. Jakoś nie miałam tak dobrego humoru jak on.
-No nie wiem, może najpierw spróbujmy wszystko po kolei przeczytać- przerwał mi  w połowie- Zoe, mam pytanie. Chce wiedzieć czy zgadzasz się żebym odwiózł Cię do domu, tylko to chcę wiedzieć.- powiedział coraz ciszej mówiąc ostatnie słowa, jakby wiedział co o tym myślę. Zrobiło mi się go trochę żal, do teraz pamiętam jak płakał tamtego wieczoru, był zagubiony.
-Ale to tylko podwózka- na mojej twarzy pojawił się wymuszony uśmiech po czym kontynuowałam- tak więc, ja wezmę jedną książkę a ty drugą, przeczytamy po jednym rozdziale- i nagle coś poczułam. Poczułam jego rękę na Swoich udach. Nie wytrzymałam, wszystkie wspomnienia wróciły. 
-Harry, kurwa przestań! Co ty robisz?- zaczęłam krzyczeć.
-Przepraszam...
-Masz za co przepraszać.
-Za wszystko co zrobiłem.
-Wiesz chociaż co teraz czuje? Myślę że nie wiesz, powtarzałam Ci już to, przy Tobie wszystkie wspomnienia wracają, mam dosyć, mam ochotę zamknąć się w ciemnym pokoju i już nigdy nie wychodzić, rozumiesz?
-Wolisz kiedy on Cię dotyka, rozumiem.-wyszeptał mi do ucha. Nie da się opisać tewgo co wtedy czułam.
-Co ty Sobie myślisz? Zazdrosny? Bo co, bo chce ułożyć Sobie w końcu życie, i mimo ogromnej dziury w sercu żyć dalej? Zapomnieć o Tobie i o tym jakim jesteś skurwysynem?-zaczęłam krzyczeć coraz głośniej, już nad Sobą nie panowałam. Wstałam, moje zaszklone oczy patrzyły prosto na niego.
-Nie wiem co ty myślisz, nie wiem co Sobie uroiłaś- mówił cichym głosem po czym zaraz wybuchł. Wstał, przywarł mnie Swoimi silnymi rękami mocno do ściany i zaczął krzyczeć. Strasznie się bałam, miał nade mną sporą przewagę. Moje serce zaczęło mocniej bić, wiedziałam że to czuje- Nie zauważyłaś że wszyscy chcą dla Ciebie jak najlepiej? Nie zauważyłaś że Zu wszystko to zaplanowała tylko dlatego, żebyś była bezpieczna? Że umarła dla Ciebie? Tylko dlatego że w jej życiu pojawił się ten dupek?-widziałam jak w jego oczach zbierają się łzy- Kurwa czy ty nie rozumiesz, że ona kazała mi Cię pilnować, dlatego to robię? Nie przyszło Ci to do głowy? Pewnie myślisz dlaczego teraz co? Chciałem Ci to wyjaśnić na spokojnie, ale się nie da, bo tylko wydaję jakiś ruch w Twoją stronę ty już zaczynasz, że jesteś pokrzywdzoną dziewczynką nie umiejącą się pozbierać. -jeszcze go takiego nie widziałam, zamienił się w demona, nie wiem co w niego wstąpiło, ale czułam straszny ból kiedy wypowiadał każde słowo- Myślisz że co ja czuje? Myślisz, że nie płacze każdej jebanej nocy, krztusząc się łzami, i nie wiedząc co mam ze Sobą zrobić? Ona nie zrobiła tego dla mnie, zrobiła to dla Ciebie, nie rozumiesz? Kochała Cię najmocniej, jak siostrę. Nawet po jej śmierci kazała mi Cię chronić. Zostawiła na ziemi małego obrońcę, i uwierz że zrobię wszystko, kurwa wszystko żeby nie stała Ci się krzywda, rozumiesz?-widziałam lejące się łzy z jego oczu, nigdy nie widziałam go tak bezbronnego a za razem wściekłego.
-T...tak-odpowiedziałam po chwili, Harry spuścił głowę na dół, i odczepił mnie od ściany. On to robił dla niej, nawet po śmierci traktował ją jak Swoją królewnę. Była dla niego jak anioł stróż, ale mimo wszystko musiał jej słuchać. On bronił tego co było dla niej najważniejsze, a ona tego co było najważniejsze dla niego. Dopiero teraz to zrozumiałam.
-Możemy wrócić do nauki-powiedział brunet bardzo obojętnie, bez uczuciowo. Na jego twarzy nie widniało nic z czego mogłabym wyczytać że jest smutny, przygnębiony czy szczęśliwy. Był obojętny. Wzięliśmy się za czytanie, tak jak ustaliliśmy. Nie mogłam się skupić, cały czas o myślałam o tym co się tu przed chwilą stało. Z demona przemienił się na bezbronnego chłopca który nie wie co ma zrobić ze Swoim życiem.
-Przepraszam Harry. Przepraszam za to ja się zachowałam. Nie wiem co wtedy myślałam.-Patrzałam na stertę książek leżących przede mną. Kątem oka widziałam jak płaczę, mimo wszystko.
-Nie Zoe, ja po prostu musiałem odreagować. Musimy Sobie jeszcze wiele przemyśleć, i... wiele Sobie powiedzieć. -Szczerze? Nie miałam pojęcia o czym mówił. Nadal był bez kompletnego ducha w Sobie, widziałam tylko jak kantem ust się uśmiecha, chyba to co powiedział nawet jego trochę rozśmieszyło, nigdy nie rozmawialiśmy na poważnie.
-To znaczy? O czym?-powiedziałam po czym zamilkłam.
-Widzisz Zoe, ja wiem, że to co powiem mogłoby się zdawać dziwne, ale muszę Ci to w końcu powiedzieć. Nie teraz to kiedy, prawda? A więc, wiem że zastanawiasz się pewnie dlaczego tak późno podarowałem Ci ten list. Ja po prostu wiedziałem, że jesteś w wielkim szoku po tym co się stało, a do tego nie będziesz chciała mi wierzyć.-był cały czas zalany łzami, to działało na mnie kojąco, miałam pewność że nie skoczy na mnie z rękami tak jak przed chwilą.-Chciałem być pewny że jesteś gotowa, chociaż w małym stopniu. Prostsze byłoby wogólę Ci go nie dawać, ale prędzej czy później i tak musiałbym Ci o wszystkim powiedzieć, więc wolałem żeby odbyło się to w ten a nie inny sposób. Powtórzę jeszcze raz. Bo widzisz Zoe, ja wiedziałem że on będzie tam tamtego wieczoru. Zu wszystko mi powiedziała. Chciałem go zniszczyć, ale się nie dał, musiałem za nią lecieć, puki jeszcze miałem szansę ją uratować. Jestem twoim obrońcą, przydzielonym przez tego anioła. Przez tą osobę, która zawsze będzie znaczyła dla mnie więcej niż ktokolwiek inny. Mam Cię na oku przez cały czas, chyba to zauważyłaś. No cóż, chyba tyle chciałem powiedzieć...-nadal widziałam jak płacze, widziałam ile kosztuje go wracanie do tamtych chwil-i proszę, nie martw się o mnie, ja dam radę, teraz to ty jesteś moim czułym punktem.-Na te słowa wzdrgnęłam się. Nie wiedziałam, że kocha ją aż tak bardzo. Wszystkie moje poprzednie obawy co do niego znikły w jedną chwilę, on był ideałem faceta, mógłby nawet oddać za nią życie, ale nie zdążył... Nagle ocknęłam się i szybko popatrzyłam na zegarek.
-Harry muszę już iść.
-Umówiłaś się z kimś?-widziałam tylko jak podniósł głowę do góry i spojrzał na mnie.
-Tak widzisz... 
-Nie musisz mówić, nie pozwolę Ci iść.-po tych słowach się we mnie zagotowało. Nie wiedziałam co zrobić.
-Zoe, on jest znajomym Chrisa. Co jeśli coś Ci zrobi? Znam go bardzo dobrze, wiem jaki jest.
-Ale Harry, nie możesz mnie ograniczać!
-Dobrze, pozwolę Ci iść, pod jednym warunkiem. Powiesz mi gdzie idziesz, i o której wrócisz do domu. A.. i jeszcze jedno. Cały czas będziesz przy telefonie.-Na te słowa poczułam bijącą od niego opiekuńczość. Martwił się o mnie w każdej chwili...
-Dobrze-uśmiechnęłam się, po czym zaczęłam mówić-może odwieziesz mnie już do domu?-na te słowa brunet kiwnął głową na zgodę, wstał, wziął kluczę, zamknął bibliotekę, i razem poszliśmy w stronę auta. To wszystko działo się tak szybko. Harry nigdy nie zapominał o swojej obietnicy, nawet kiedy wsiadałam do auta musiał otworzyć mi drzwi. Jechaliśmy w ciszy, każdy z nas analizował to co się przed chwilą stało. Kiedy dojechaliśmy pod dom, Harry nagle przerwał trwającą ciszę.
-Jesteśmy. Tylko pamiętaj o naszej umowie Zoe.-powiedział z drżącym głosem, martwił się.
-Oj pamiętam, pamiętam-uśmiechnęłam się w jego stronę po czym odpięłam pas. Nie wiedziałam jak mu za to wszystko podziękować. Chwyciłam go za policzko, odwróciłam twarz w moją stronę i dałam siarczystego buziaka w usta. Widziałam jak na jego twarzy pojawia się uśmiech. Otwarłam drzwi, i jeszcze przed wyjściem krzyknęłam szybkie 'dziękuje za wszystko, do zobaczenia.'

2 komentarze: